niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 24



...było mi strasznie przykro z tego powodu,ale...ah.Z jednej strony ją rozumiałam...ale w sumie to nie!Lou jest wspaniały,ale mimo wszystko...boże!
-Ja..ahhh.-sama nie wiedziałam co powiedzieć.-Lou...ja wiem że to ciężkie,ale jak dasz jej trochę,-że tak powiem "spokoju"-,a w szczególności sam odpoczniesz...to będzie dobrze!-mówiłam.
-Ale jak?-mówił z żalem.-Kocham ją,a ta sytuacja...
-...przytłacza ją?-dokończyłam za niego.-Posłuchaj,wiem że to nie wygląda ciekawie i że chcesz być teraz przy niej,ale ona sama musi sobie poradzić.Rozdziera ją to....bo to coś nowego,ale jeśli chce być teraz sama,to znaczy że da radę!...tylko musisz w nią-choć troszeczkę-uwierzyć.-powiedziałam z uśmiechem.
Nie chciałam by się tym truł.Wiem że El potrzebuje teraz czasu dla siebie i nie patrzyła w tym wypadku na Louisa,ale..to krzywdzące widząc go w takim stanie!Wiem że też to przeżywa,ale w takiej sytuacji,w jakiej znajduje się teraz Eleanor....bliska osoba-hmm-jest jak "gwóźdź" do trumny!
Gdy patrzyłam na niego,jak w zamyśleniu analizuje moje słowa...czułam wewnętrzny ból!
-Louis...-powiedziałam cicho,a on tylko spojrzał na mnie nie obecnie.
Głośno westchnęłam zerkając na zegarek..14:42...
-To sobie poleciałam!-powiedziałam na głos,lecz sama do siebie.
-Hmmm?-mruknął Lou patrząc w moją stronę.
-Nic,nic..-odpowiedziałam szybko.
Odwróciłam głowę w stronę okna i rysowałam palcem po szybie,która co sekundę zamarzała od mrozu.Nie mogłam przestać myśleć,co zrobić aby Lou zaczął żyć!Ale...:D
-Louis...-powiedziałam entuzjastycznie,lecz tylko gdy odwrócił się w moją stronę...ech-...jedźmy już.-powiedziałam szeptem.
Lou tylko przytakną i po chwili z powrotem odpalił samochód,wprowadzając go w ruch.Siedziałam cicho i w wielkim skupieniu,odliczając-okrągłe-20 minut-oczywiście,+ - korki-do lotniska.Potulnie liczyłam czas,gdy nagle mój telefon zawibrował!Zdziwiło mnie to,ale nie zważając na to,jednym i zwinnym ruchem palca,odblokowałam telefon i ujrzałam:
Nowa wiadomość od:Kochanie moje ;*
Nie powiem spodziewałam się tego,ale że tak szybko...no nie ważne.Szybko znieważając moje myśli,weszłam w moje wiadomości,a tam widniała jedna,jedyna od Harry'ego.Szybko na nią weszłam i przeleciałam wzrokiem jej treść,która dość mnie zdziwiła:
Przepraszam...;/Trochę mnie to zgubiło,nie powiem,ale mimo wszystko mu odpowiedziełam:
...Po chwili mój telefon ponownie zawibrował.
No wiesz,nie przeprosiłem cię wtedy...a bardzo mi na tym zależy ;3Haha..jak on słodzi-pomyślałam.
Myślałam,że wiesz,że to zbędne...;p
A co dla cb nie jest zbędne..hmm?
Ty ;*
Ooo...ale wybaczysz mi? c;
...już dawno to zrobiłam xp

Uwielbiałam z nim pisać,choć niektóre rozmowy...po prostu mnie bawiły.
Kocham cię  xo
-Ja ciebie też..-powiedziałam sama do siebie,mimowolnie się uśmiechając.
Chwyciłam telefon mocniej w dłoń i już miałam odpisywać gdy...
-Bateria rozładowana....dzz..dzz...dzz.-odezwał się głos,dobiegający-jak mniemam-z telefonu.
Telefon powoli i stopniowo,wyłączał się,a mnie zalewała krew!Rzuciłam nim nerwowo w torbę i nie myśląc już o tym dłużej,starałam się ułożyć mój plan w myślach,tak,aby wprowadzić go w życie.

                                                                        * * *

Duża...chłodna i pusta przestrzeń...niestety nie tak ją zapamiętałam.Gdzie niegdzie,walali się ludzie,któży byli,albo z personelu lotniska,lub byli już w samolocie.
Powoli i bardzo nie chętnie,wlokłam się do tej kasy-czy jak to nazwać-by się zapytać o lot.Idąc spojrzałam w górę,widząc godzinę..15:12,westchnęłam i stanęłam na przeciw kobiety,siedzącej po drugiej stronie,ogromnego blatu.
-Dzień dobry.-powiedziałam słabo,a na co ona,nie odpowiedziała lepiej.-Lot Londyn/Warszawa...
-...został przyspieszony,z powodu nadchodzącej śnieżycy.-oznajmiła bez wyrazu.
Hmmm ciekawe,przyśpieszanie lotu..huh...
-A są może jakieś bilety do...
-Są.-odpowiedziała skrótowo...hmm nie no spoko.-Londyn/...
-....New York..jest?-postanowiłam również bawić się jej kartami.
-Jest..al...-próbowała się wysłowić.
-...poproszę dwa!-odpowiedziałam z uśmiechem,spoglądając w stronę rozglądającego się do okoła Lou.Biedny nie wiedział co go czeka!
Zapłaciłam za bilety kobiecie i uśmiechając się do niej sarkastycznie,chwyciłam je i zaczęłam kierować się w stronę..hmm mojego celu.
-I co?-zapytał Lou.
-Nic!Mam już wszystko.-odpowidziałam.
-Aham...tooo..pa.-powiedział bez wyrazu,mocno mnie do siebie przytulając.
-Haha..-zaśmiałam się na jego słowa.
-Co cię bawi?-powiedział lekko oburzony.
-To,że będziemy siedzieć obok siebie,a ty się zemną żegnasz.-odpowiedziałam rozbawiona.
-Że co proszę?-zdziwił się.
-To!-powiedziałam podając mu jego bilet.
Byłam bardzo pozytywnie nastawiona...i dość entuzjastycznie na to spoglądałam.Jestem bardziej realistką,niż optymistką,ale wiedziałam,że jakoś muszę mu pomóc i to dawało mi..hmm więcej "wiary"
Louis dokładnie go obejrzał i spojrzał na mnie jak na wariatkę.
-Ja się nigdzie nie wybieram!-powiedział patrząc na mnie ze złością.
Przełknęłam głośno ślinę i zaczęłam...

                                                                          * * *

-Kurwa....nie wierzę,że to robię!-powiedział dość poważnie.
-Haha..no co ty!?Będzie zajebiście!-cieszyłam się.
Namowa Louisa była....czystą mordengą!Ale czego nie robi się dla szczęścia ukochanej osoby?
Droga w samolocie,nieustannie się dłużyła,a ja nie miałam co robić!Louis cały czas gapił się w pustą przestrzeń i nic się nie odzywał.Co prawda,zazwyczaj kiepsko maskował uczucia,ale teraz...!
Odwróciłam się w stronę okna i wpatrywałam się w chmury.Były takie duże,pierzaste.Każda miała swój kształt i była wolna...Czasem nie rozumiałam,dlaczego nie każdy z nas,może mieć taką wolność?Co prawda ,każdy z natury jest zamknięty i odizolowany od życia...ale czy tak musi być?To co zostało nam dane,jest podporzątkowywane,pod innych.Cały czas się czymś zamartwimy,jesteśmy zabiegani,cały czas coś nas gubi,nie umiemy sobie radzić z prostymi rzeczami,każda drobnostka nas przerasta!Potrafimy nażekać i użalać się nad sobą,a nie potrafimy cieszyć się chwilą i małymi rzeczami!Dopiero gdy naprawdę jest źle lub coś tracimy...w końcu dochodzimy do wniosku,że to co nam dostaliśmy,właśnie uciekło nam przez palce...jak woda!
-Louis.-powiedziałam po chwili.
-Hmmm?-mrukną,z wielką niechęcią,odwracając się do mnie.
-Przepraszam.-powiedziałam cicho.
-Za co?-powiedział,wydając się zdziwionym.
-Za to,że cię w to wpakowałam!-powiedziałam zrezygnowana.
-Co ty...Iv!-powiedział z lekkim uśmiechem.-Masz rację.Już dawno nie robiłem,czegoś spontanicznego!A z resztą,miło jest czasem mieć wszystko w dupie i zrobić coś na przekór.-powiedział uśmiechając się,tak dawno tego nie robił.-Cieszę się,że mam przy sobie kogoś takiego jak ty!-szepnął.
Uśmiechnęłam się do niego ciepło i przytuliłam go,na co również zareagował tym samym.
-Dziękuję.-powiedział szczerząc się do mnie.
-Proszę bardzo.-odpowiedziałam tym samym.-Muszę przyznać,że zaczynało mi brakować tego,jak mnie drażnisz!-powiedziałam zadziornie się uśmiechając,na co on tylko mrugnął.
Po tej rozmowie,lot był o wiele przyjemniejszy!Lou cały czas mnie rozśmieszał i sam śmiał się do rozpuku.Non stop się wygłupialiśmy,kochałam spędzać czas z moim starym Lou!

                                                                              * * *

-I masz ten swój New York!-powiedział z westchnięciem Louis,gdy akurat stanęliśmy w korku,na moście Bruklińskim.
Zaśmiałam się kręcąc głową.Korek stopniowo się przesuwał,a ja podziwiałam panoramę miasta!New York,jest bardzo tłoczny...tu jest tyle ludzi!Szczerzę nie przeszkadza mi to,ale jakieś minusy też posiada.
Jesteśmy tu od 30 minut i już się cieszę!Zawsze chciałam tu przyjechać,ale jakoś nigdy nie miałam na to okazji....aż do teraz.
Na chwilę obecną jechaliśmy do centrum,z tego co rozumiem,to tak na północ od centrum,mamy jakąś kamienicę z widokiem na miasto.Nie wiem skąd wytrzasną ją Lou,ale jestem mu za nią wdzięczna.Nie chcieliśmy przebywać w hotelu,więc taka kamienica...do tego w New Yorku..haha będzie fajnie!
Pogłębionej w zamyśleniu,droga szybko mija!Zanim się obejrzałam,byłam już za centrum i rozglądałam się w poszukiwaniu tej jedynej!Byłam bardzo ciekawa i podekscytowana tym,jak to wszystko będzie mniej więcej wyglądać.Cieszyłam się,że razem podjęliśmy decyzję wyciszenia się za miastem,mimo iż tu wszędzie jest głośno,jak i niebezpiecznie.
Podziwiając piękno architektury i tej części miasta,zauważyłam wielu ubogich ludzi.To strasznie krzywdzące,widząc starszych...jak i młodszych,którzy stoją,ogrzewając się na ulicy!
Otrząsnęłam się,zaraz po tym jak Lou mnie szturchną.
-To tu!-pokazał palcem przez szybę,na dość spory i stary budynek.
-Hmmm..nie jest źle!-powiedziałam,bardziej się ożywiając.
Louis zapłacił kierowcy i pomógł mu uporać się z bagażami,zaś ja postanowiłam,po podziwiać budynek.Nie był on "specjalnie" nadzwyczajny lub z jakimś innym przywilejem,ale był zanany..bynajmniej mi!
Pokręciłam głową,odstawiając moje myśli na boczny tor i pomogłam Louisowi z torbami.
Weszliśmy powoli po schodach i otwierając lekko skrzypiące drzwi,zaczęliśmy iść w przód.Schodek za schodkiem i powoli zbliżaliśmy się do naszego "apartamentu".Lou -tak jak i ja-postawił torby pod drzwiami i obmacując się,zaczął szukać kluczy,zaś ja...jak zwykle wodziłam oczami.
Kamienica nie wydawała się być nie zadbana,choć była dość uboga.Rozglądałam się po sporym korytarzu,nasłuchując jego głosów.Wszędzie było słychać głosy dzieci..jak nie płaczące?To krzyczące...ale jedna z rozmów była ciekawa!

-Gdzie idziesz?-odezwał się mocny,lecz piskliwy głos kobiety...atopowa murzynka aww.
-Na dwór!-protestował...bodajże głos dziewczyny.
-Czy widzisz jaka jest pogoda,czy ciebie to obchodzi,że nas nie stać?!-mówiła skrajnie.-Chcesz być chora,bo ważniejsze jest machanie nogami!-krzyczała.
-Ale ja to kocham!-mówiła stanowczo,nie dając za wygraną.-Nie rozumiesz?To moje całe życie.
-Nie utrzymasz się z tego!-mówiła.-Jesteś młoda i głupia...
-Ale to moje życie...ja tym oddycham...to jest we mnie!-tłumaczyła rozpaczliwie.
-Twoje życie?Ono jest tu....teraz z nami..to ja cię karmię i ubieram...a nie oni!-wrzasnęła.
-Ale...
-Nie ma "ale"!Nigdzie z nimi nie pojedziesz!-warknęła.
-Ale ja tyle ćwiczyłam i i i tak bardzo się starłam!-łkała.
-Starać to ty się będziesz w szkole,o dobre oceny!A teraz zostajesz tu,czy ci się to podoba...czy nie!-odpowiedziała pogardliwie.
-Nie!Nie zabronisz mi,nie masz takiego prawa!-warknęła otwierając drzwi.
-Powiedziałam że zostajesz!-krzyknęła,a głos rozniósł się na cała kamienicę.
-A ja powiedziałam,że zrobię to co kocham!-od krzyknęła,zbiegając po schodach.
-Wracaj...słyszysz mnie..masz wracać!-krzyczała.-Wracaj....!Oni cię mogą pobić..lub lepiej zgwałcić,a ty im się tak dajesz!-mówiła zdesperowana,po czym głosy ucichły.
Słyszałam tylko trzask drzwi i szybki bieg...który dochodził z góry i był coraz bliżej.
-Ivy!Ivy!-mówił Lou.
-Yyy tak?-powiedziałam otrząsając się.
-Wchodź!-powiedział Lou,jednym ruchem ręki,zapraszając do domu.

Pokiwałam mu tylko głową i szybko weszła,zamykając za sobą drzwi.Bardzo mnie zdziwiło,że Lou nawet nie rozproszyły te wrzaski,ale cóż!
Weszłam w głąb domu,zrzucając but po bucie!Z tego co zauważyłam mieliśmy mały przed pokoik,a na wprost od niego nawet duży salon!Obok niego była kuchnia,tak po lewej stronie,tak samo jak łazienka i toaleta!Po prawej rozciągał się korytarz,a w głębi niego dwa pokoje.Odrazu złapałam moją torbę i walizkę z rzeczami i popędziłam do jednego z nich.Byłam tak roztargniona tym co usłyszałam na klatce,że nie miałam siły na zachwyt lub dopatrzenie detali!
Wparowałam do "mojego" pokoju i pierwsze co zrobiłam...to przywróciłam mój telefon do życia!
Usiadłam wygodnie na mym łożu i wręcz w walając się na nie,odetchnęłam...!
Miałam tyle rzeczy na głowie,a tak mało czasu...i możliwości.Gapiłam się tempo w sufit i zastanawiałam się.."Poco ja tu jechałam?","W ogóle,skąd pomysł na New York?"Sama gubiłam się w swoim rozumowaniu,ale jak ja to mówię "Nic nie dzieje się bez powodu"...i oby!
Z gromką nie chęcią,zwlekłam się z łóżka i powędrowałam prosto do łazienki.Chwyciłam moją "sweet" piżamkę i zniknęłam za drzwiami.Powoli rozbierając się,szykowałam się na kompiel...która skończyła się krótkim prysznicem,podczas którego brakowało mi dotyku Harry'ego.Westchnęłam ciężko i ledwo żywa-wręcz-wyczołgałam się z łazienki.Otwierając drzwi do salonu,chłodne powietrze lekko owiało moje ciało.Nie przyjemny chłód,który odczułam,zmusił mnie do biegu na kanapę.Skoczyłam na nią ja dzika i odrazu otuliłam się kocem...który..."Skąd w ogóle tu jest koc?".Taaa,to pytanie mnie dręczyło..dopóki nie poczułam czyjejś ręki na mym udzie!
-Aaa...ja pierdole!-wrzasnęłam,wyskakując z niej jak poparzona.
W domu było ciemno jak w dupie,a tu nagle ręka....RĘKA,no nie?Myślałam że zejdę!
-Haha spokojnie,to tylko ręka.-powiedział ze spokojem Lou.
-Taaa,masz rację.Bo to takie normalne,że jakaś ręka cię obmacuje w środku nocy!-odpowiedziałam zdesperowana.
-Ej ja cię nie obmacywałem...to 1.Po 2..to ty zawaliłaś mi kocyk!-powiedział z udawanym oburzeniem,zabierając mi go.
-Ughhhh!-warknęłam.
-No przecież się śmieje,chodź tu.-przyciągnął mnie do siebie i okrywając przytulił.
Było mi bardzo miło w jego objęciach,biorąc pod uwagę fakt,że brak mi Harry'ego i Lou jest zajebisty!Wtuliłam się w niego tak mocno,jak tylko mogłam i stopniowo wchłaniałam sen.

                                                                           * * *

...Przetarłam oczy i-z gromką determinacją-usiadłam na łóżku.Hałas który dochodził na zewnątrz,nie dawał mi spokoju.Podniosłam się z łóżka i podchodząc do nocnej szafki...chwyciłam za telefon.Była równo 7:00,a ja mżyłam o śnie...który został zburzony!Wyszłam z pokoju i chwytając parę ubrań
poszłam do łazienki.Odkręciłam kran,w kierunku                      
ciepłej wody,która zaraz po chwili uleciała z jego
wnętrza,tuląc moje zmarznięte ręce.Umyłam nią
lekko twarz,zcierajac z niej śpiochy i inne nie doskonałości
po śnie,po czym otarłam ją ręcznikiem.Chwyciłam za
szczoteczkę do zębów i bardzo leniwie szurałam nią w buzi
.Po czasie moich porannych ekscesów,wzięłam krótki
prysznic i wskoczyłam w ciepłe ciuchy!Wychodząc z
łazienki doszłam do wniosku...że wcale nie jest mi l
lepiej i że ponownie idę spać!Gdy wręcz,doczołgałam
 się do pokoju...hałas który cały czas narastał...zburzył moje plany!
Byłam rozzłoszczona i jednocześnie zdeterminowana,aby sprawdzić co lub kto,ma prawo zakłucać mój spokój.Wyszłam po cichu z pokoju,do którego jak doszłam do wniosku,musiał zanieść mnie Lou...biedny.Podbiegłam do drzwi i jednym sprawnym ruchem otworzyłam je i po chwili jakby nigdy nic..wymknęłam się z domu.Rozejrzałam się po korytarzu,który dość mocno mnie przytłaczał i jak najszybciej zbiegłam po schodach na dół.Wychodząc z kamienicy,pchnęłam mocne drewniane drzwi,zza których wydobywało się zimne powietrze,które akurat teraz owijało moją twarz.Ze złością,zaczęłam kierować się chodnikiem w stronę hasu,który wprowadził mnie w nie kontrolowaną złość.Hałas stawał się coraz głośniejszy i wyraźniejszy...przyśpieszyłam krok i ujrzałma podwórze!Było na nim sporo śniegu,lecz większa jego część,była dobrze ubita lub po prostu odgarnięta.Rozglądając się po nim zobaczyłam grupkę dzieciaków,które akurat tam tańczyły i to dość dobrze!Lustrowałam je mym spojrzeniem,dopóki mojej uwagi nie przekuła pewna dziewczyna z czarnymi jak cheban włosami...Jedyne co mnie od niej dzieliło,to gruba siatka z zardzewiałego drutu...a mimo wszystko z trudem dowierzałam,że to może być ona!

________________________________________________
Jeśli są jakieś błędy...to sorry,ale mam nadzieje że rozdział ujdzie..:D

wtorek, 11 czerwca 2013

Rozdział 23


Nogi same mnie niosły!Czy robiłam krok,czy najprostszą figurę z baletu!Czułam się jakby ktoś mnie unosił...lub lepiej,jakbym leciała.To wszystko mnie tak bawiło,z resztą jak zawsze.Czułam się jakby był obok mnie!Po ostatnim spotkaniu...nie byłam gotowa by ponownie go ujrzeć,odkąd pierwszy raz go ujrzałam...wiedziałam że to nic dobrego.Jego obecność,przy mnie i przy każdej rzeczy,którą aktualnie robię,stawała się z dnia na dzień coraz bardziej oczywista i bliska mnie.Nie chciałam nic mówić Harry'emu o moich chorych i dość nie typowych problemach z moim zmarłym byłym!Boże samo to już dziwnie brzmi:"Zmarły Były"...to albo zmarły,albo były!Haha moje życie operą mydlaną!
Wzięłam głęboki oddech i z wielką determinacją zaczęłam przesuwać dywan,sofę,fotele i stół,gdzieś w kąt mojego salonu.Była 6 rano...a ja postanowiłam sobie potańczyć!Nikt nigdy nie potwierdził tego,że jestem nie normalna,ale nikt jeszcze też temu nie zaprzeczył!Chwyciłam mój telefon,ponownie do ręki i zaczęłam przesuwać tytuły...Justin!Zawsze gdy miałam doła...lub dosyć ludzi,a nawet życia,jedynym ratunkiem był on!Miał ciepły i opiekuńczy głos,w każdym wypowiadanym przez siebie słowie!
Powoli unosiłam się ku górze,przypominającsobie kolejne kroki.Unosiłam się i skakałam,za każdym razem wymachując rękami i nogami w inną stronę!
Poczułam jak jego dłoń lekko chwyta moją,powoli zaciskając się i wplątując swoje palce w moje.Poczułam tą nie przyjemną bliskość między nami i to jakby czas staną w miejscu!Czułam jego oddech na moim karku,jego chłodne ciało,które co sekundę przysuwało się do mojego...zamarłam!Był strasznie blisko mnie...niespodziewnie odwrócił mnie..staliśmy my twarzą w twarz!Chwycił moją lewą dłoń i szybko podniósł do góry.Przejechał po niej palcem,po czym lekko wodził po niej nosem.Ułożył ją na swoim karku i delikatnie ciągnął w dół,po chwili ciasno spoczywała na jego prawym biodrze...patrzyłam mu ze złością w oczy!Nie zważając na nic..chwycił i puścił ją,poczym wziął w swoją dłoń i przybliżając do swoich ust...delikatnie ucałował,po chwili znajdowała się,bezwładnie leżąc na jego ramieniu!Zacisnęłam szczękę i zmierzyłam go wzrokiem...ujął moją drygą dłoń i umieszczając ją ciasno w swojej,ustawił na wysokości naszych łokci!Jego prawa dłoń ułożyła się na mojej tali i jednym sprawnym ruchem,przycisną mnie do siebie,poczym jechał nią niżej...umieszczając się u dołu moich pleców...milimetr od pośladków!Spojrzałam na niego ostrzegawczo...nie wzruszony uśmiechną się i napierając na moją nogę,wymusił krok w tył...przód...tył...przód..bok...obrót...tył...przód..tył..przód...bok..obrót...góra!
Prowadził mnie...z bezczelną przewagą,nie dając mi swobody!Naparłam na niego i powoli starałam się wyswobodzić...na marne!Przyciskał mnie do siebie z całej siły...aż powoli każdy kolor który mi towarzyszył...odszedł.Łzy bezradności,powoli topiły moje policzki w monotonnych krokach,które były nieustającym bólem!Jęknęłam cicho,próbując choć na moment oderwać się od jego ciała.Biel która nas otaczała,gubiła mnie jeszcze bardziej,a jego ciężki oddech zapierał mój!

Bezradna i bezsilna...opadłam na jego silne,ciasno utrzymujące mnie ramiona...pogrążając się w słodkiej woni wolności!
                                            ____________________________________

-Ivy!Ivy!-usłyszałam mocny i dość ochryple głos,który z chwili na chwilę stawał się coraz głośniejszy!
Powoli z bieli zaczął się wyłaniać obraz,a moje oczy stopniowo rozszerzać!Pokręciłam lekko galową i ujrzałam chłopaka z burzą loków na głowie i pięknymi,szeroko otwartymi,zielonymi kocimi oczami,które wpatrywały się tylko we mnie.Było w nich widać strach,bezradność i zakłopotanie!
"...boże znowu...i w dodatku na jego oczach!"Nie mogłam sobie tego darować,że miałam kolejny atak...i to przy nim!Jak miałam go nie stresować i błagać o zaufanie w tych sprawach,skoro cały czas je do mnie tracił.Łza ponownie uleciała z mojego oka...on zaś nie wiedząc co zrobić,po prostu mnie chwycił i przycisnął do siebie.Wtuliłam się w zagłębienie jego szyi i z powrotem czułam się bezpieczna.Trzymał mnie tak,jakbym miała mu uciec w każdej chwili...jego uścisk był pełen desperacji.
Harry lekko przysunął swoje usta do mojego ucha,powoli szepcząc...
-Nie pojedziesz do żadnej pieprzonej Polski!-wydawało się jakby cedził przez zęby.
Lekko przegryzł płatek mojego ucha,po czym ucałował go delikatnie i odsunął się od niego.Patrzył w moje oczy,a ja w jego!Wyraźne w nich było zmęczenie...strach...ból..bezradność...troska.Było mi go żal,ale powoli zaczęłam analizować jego słowa!
Pokręciłam stanowczo głową i usiadłam...Hazza spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Ale jak to?-powiedziałam spokojnie.
-Po prostu!-odpowiedział stanowczo.
-Ale Harry..przecież..no ale...-próbowałam go zrozumieć i lekko zaprzeczyć jego logice.-To są święta!-dodałam.
-Trudno...spędzimy je razem.-odpowiedział naturalnie.-Lub lepiej...z moją rodziną!-powiedział z zamyśleniem.
-Nie Hazz!-szybko zaprzeczyłam.-Święta to czas który spędza się z rodziną...-mówiłam nerwowo przełykając ślinę-...a ja nie mam żadnych podstawa by to burzyć!Nie jestem twoją narzeczoną,a tym bardziej żoną,by urządzać ze mną wspólne święta.-upierałam się.
-To spędzimy je we d...-zaczął.
-Nie!-szybko pokręciłam głową.-A tu w szczególności nie mam prawa zabierać ci świąt!-mówiłam.
-Ja pierdole!-powiedział lekko zdenerwowany.-Mam ci pchać...-zaciął się i spojrzał na mnie.Mimo wolenie się zaśmiałam.Czasem na pozór prosta rzecz,a tak bawi...w tym wypadku,pomogła...rozładowywując napięcie między nami-...pierścionek na rękę-dokończył.-...,abyś spędziła święta zemną?-zapytał zgubiony.
Sama nie wiedziałam co mam odpowiedzieć.Wszystko przez niego...
-Nie w tym sens.-powiedziałam przełykając nerwowo ślinę.-Ja...o boże to wszystko przez ciebie!-krzyknęłam nerwowo patrząc w górę.
-Prze zemnie?-powiedział zdziwiony Hazz.
-Nie..nie no co ty?-szybko zaprzeczyłam.-Przez Damiana!-westchnęłam.
-Jakiego Damiana?Ivy?-powiedział coraz bardziej się unosząc.-Czy jest coś co powinienem wiedzieć?-zapytał.
-Nie....to znaczy tak..ale nie..nie teraz!-bąknęłam zakłopotana.
Czułam jak wszystko się we mnie wywraca,miałam już dość tej opery.Wstałam na równe nogi,opuszczając ciepłe i lekko nad opiekuńcze ciało Harry'ego,po czym jakby nigdy nic zaczęłam kierować się w stronę schodów.Gdy byłam już w połowie,usłyszałam głos Hazzy i jego szybkie i dosyć zwinne kroki za mną.Nie patrząc na nic,wparowałam do mojej sypialni i jednym sprawnym ruchem,przekręciłam zamek w drzwiach.
Głośno wzdychając,pokręciłam głową i nie zważając na krzyki Harry'ego,ruszyłam w stronę mojej garderoby!Obleciałam wzrokiem moje ciuchy i nie            
chcąc dłużej nadwyrężać gardła mojego ukochanego,
chwyciłam za pierwsze lepsze i jakoś w miarę wyglądające
 ciuchy!Szybko się w nie przebrałam i stanęłam na przeciw drzwi,do których dobitnie dobijał się Hazz!Głośno westchnęłam i przekręcając zamek,otworzyłam je w natychmiastowym tempie.
Widząc lekko zdenerwowanego Harry'ego,wyszczerzyłam się do niego,tak mocno jak tylko mogłam i przeleciałam go wzrokiem.
-Awww jesteś taki apetyczny w tych bokserkach!-palnęłam na poczekaniu.
-Hehe..no wiem!-rzucił rumieniąc się,co bardzo mnie rozbawiło,lecz mimo wolenie nie chciałam tracić czasu i zaczęłam powoli znikać mu z pola widzenia.
-Ivy!-krzyknął,gdy byłam w drodze do wyjścia.-Apetyczny?Naprawdę?-dopytywał się..."cholera" mruknęłam.-W co ty zemną grasz..hmmm?Kim jest Damian?-mówił nie dając za wygarnął i będąc coraz bliżej mnie.Chciałam od tego jak najszybciej uciec....po prostu raz w życiu mieć wszystko...hmm "po za"!
Stanęłam przy wyjściu i szukałam czegoś do szybkiej ucieczki..choć nie wiem czemu.Jeździłam wzrokiem po wszystkich szafkach i półkach..gdy..bum klucze od słynnego....ehh dobra nie znam się na nazwach samochodów,ale klucze mam.Spojrzałam na klucze i na Hazzę,który wypalał we mnie dziurę swym spojrzeniem.Nie zważając na nic chwyciłam je i wybiegłam z domu....haha co ja robię?!
-Ivy!Ivy!-darł się.
-Wrócę...kiedyś!-odkrzyknęłam.
Przyśpieszyłam swój krok,aby mnie nie dogonił..ale chwila,jest zima,a on jest w bokserkach.Z trudem hamowałam śmiech!Podbiegłam do samochodu i jednym sprawnym ruchem otworzyłam go i po chwili już w nim byłam.
-Ok!Teraz tooo...włożymy tu...to się naciśnie,dobra przekręci...teraz ten pedał od tego,ten tu!-myślałam głośno,powoli dochodząc do porozumienia z autem.-Dobra to!To jest,to jest..no to co naciskamy!-krzyknęłam głośno i entuzjastycznie,wduszając jeden z pedałów..i.-Kurwa!-krzyknęłam jadąc nagle w tył i naciskając wszystko po kolei,aby tylko się zatrzymać.-Ok to nie to!Haha!-powiedziałam spokojnie.-Dobra,a wiec to!-powiedziałam radośnie.
Co dziwne,szybko przypomniałam sobie jak..hmm no mniej więcej się jeździ!Jechałam sobie spokojnie,w miejsca i ulice których nie znałam..do czasu,gdy przypomniałam sobie,że tak jakby...nie posiadam prawa jazdy!Po czasie paniki...zjechałam całkowicie od miasta i wylądowałam..nawet nie wiem gdzie!
Wysunęłam się powoli z auta,z minimalną nadzieją,że jakoś się odnajdę,ale ni chuja.Oparłam się o maskę samochodu i doszłam do wniosku,że tu nawet nie ma ludzi,jest pusto i  i i i,ej znam to miejsce!Zaczęłam powoli oddalać się od samochodu i dosłownie parę metrów od niego....most!
-Haha...tu cię spotkałam idioto!-śmiałam się z radości.
Usiadłam w śniegu,dokładnie w tym samym miejscu,co 5 miesięcy temu....i wszystko wróciło!

Tel-BATERIA ROZŁADOWANA dzzz-odezwał się i rozładował na dobre! ;/

                        -No ku*wa!-krzyknęłam jeszcze głośniej i ze złości rzuciłam nim jak najdalej i jak najmocniej mogłam w płynącą tam rzekę!
                  To po prostu super!Nie mam telefonu,nie wiem za choinkę gdzie jestem,nie znam tu nikogo,a nawet gdyby nikt tędy nie przechodzi.Jestem tu tylko ja most,rzeczka i pustkowie.Yeah!
                  Osunęłam się ze złością po barierce mostu na ziemię i waliłam się w głowę kiwając się!Myśląc-Co ja teraz zrobię?Gdy nagle...
                        -Haha,co on ci takiego zrobił, że go tak brutalnie rzuciłaś!?-odezwała się jakiś miły i całkiem niezły głos,co prawda przestraszył mnie ale!!
                        -Rozładował się!-powiedziałam bezczelnym tonem.
                        -Haha,biedny.-zażartował
                        -Tak,to może wolisz bym ja tam wskoczyła?-powiedziałam patrząc w dół ze złością!
                        -Nie,nie coś ty ja tylko...-tłumaczył się zakłopotany.
                        -Nie tłumacz się!Rozumiem ja po prostu...eh.-dodałam mniej rozzłoszczona.
                        -Miałaś zły dzień?Heh skąd ja to znam?No dobra wstawaj-powiedział uśmiechnięty i podał mi rękę bym wstała.
                    Podniosłam się i spojrzałam na mojego,mam nadzieję wybawcę!Miał uroczy uśmiech,kocie zielone oczy,dołeczki i piękne kręcone włosy,wyglądał jak Har...!
                        -A tak poza tym jestem Harry!-powiedział słodko jeszcze piękniej się uśmiechając! Awww
                        -Ivy.-odpowiedziałam rumieniąc się!                                           
                        -Tak w ogóle to skąd tu się wzięłaś?-dopytywał.
                        -Dość długa historia.-przewróciłam oczami,po czym dodałam-A tak właściwie to gdzie jesteśmy?
                        -Heh,ja mam czas , na obrzeżach Londynu.-uśmiechną się.
                        -Bynajmniej Londynu.-dodałam odwzajemniając uśmiech.
                        -Haha no tak pozytywy!-roześmiał się.
                        -Wiesz nie chcę nic mówić,ale robi się późno ,a za nim dojdę to...mógłbyś mi chociaż pokazać w którą stronę jest Londyn.-zapytałam nie śmiało.
                        -Co?Nie,Nie będziesz szła sama.-lekko się oburzył co mnie zdziwiło.     
                        -Chapa mnie nie pożre!A z resztą ty chyba sobie wypoczywasz?!-zaśmiałam się i puściłam mu oczko!
                        -Haha,jaka chapa?Tak,czasem i mi się należy!-zaśmiał się począwszy dodał-Dobra chodź zemną bo,już naprawdę robi się ciemno!-udawał poważnego.
                        -Hah dobra!-poddałam się.

...był tak cholernie czarujący i....ach.

-Haha czarujący....chyba zawsze mu tak zostanie!-myślałam głośno.
To było takie...niesamowite!Kto by pomyślał,że jeszcze 5 miesięcy temu,nie pomyślałabym co mnie z nim czeka i jak pewne rzeczy będą nas niszczyć,a zaś inne budować.Kochchałam go i to było pewne...mimo jego nad opiekuńczości,za którą mu jestem cholernie wdzięczna....teraz mi go brakowało!
Powoli wstałam i dopiero teraz przypomniałam sobie co się stało,gdzie jestem i jak długo!Oparłam się o bajerkę mostu i nie wiedziałam co zrobić...jak zwykle!Było mi zimno,nie miałam telefonu,a w tej ciemności nie sądzę,ze dotarłabym do samochodu.Stałam wzdychając,było mi naprawdę zimno.
-Boże jak zimno!-jęknęłam..ale poczułam na sobie ciepło..tak momentalnie.-..hemmm?-jęknęłam zdezorjętowana.
-Już lepiej?-zapytał ciężki i ochrypły głos,który tak dobrze znałam.
-Harry!-powiedziałam rzucając mu się na szyję.
-Wiesz jak się martwiłem?Wiesz jak się bałem?A gdybyś zemdlała za kierownicą?A gdyby ktoś..k-ktoś..ktoś cię skrzywdził?-powiedział na jednym wydechu,z bólem wypowiadając słowa.-Jesteś spieprzona do reszty!-powiedział z irytacją.
-Ale zawsze twoja!-powiedziałam spokojnie,rzucając mu się w ramiona,z wdzięczności,że zawsze jest,gdy go potrzebuję.
-Nie mogłoby być inaczej!-powiedział odwzajemniając uścisk.-Tak cholernie się o ciebie bałem!-powiedział mocno mnie do siebie przyciskając.-Kocham cię!-wyszeptał.
Odsunęłam się lekko od niego i delikatnie zaatakowałam jego wargi.Były takie rozgrzane!Czułam przy nim takie..takie..takie...agysyfiknerfvied *____*.
-Też cię kocham!-wyszeptałam tuląc go jeszcze mocniej.
                                                                   _____________________

-Kochanie!-usłyszałam szept.-Słońce wstawaj!-mówił rozbawiony.
Otworzyłam szeroko oczy i ujrzałam rozbawionego loczka.Usiadłam i zaczęłam się rozglądać do okoła.
-G-gdzie ja jestem?-zapytałam zaspana.
-Haha,hmm wydaje mi się że w domu!-powiedział z uśmiechem.
-A-ale jak?-powiedziałam jeszcze bardziej zdziwiona.
-Wczoraj byłaś tak zmarznięta i zmęczona,że nie miałem serca cie budzić!-odparł.-Zasnęłaś w samochodzie i..i no..no.-plątał się.
-Hmm szkoda!-westchnęłam.
-Z czym?-spojrzał na mnie zdziwiony.
-Bo ja chciałam się wczoraj z tobą wykąpać,wiesz zrobić ci taką przyjemność....a potem...potem by było...mmmm.-zaczęłam go specjalnie kusić.
-Ale..ale!-zaczął.
-Hahah,peszek..wiesz nie to nie!-rzuciłam smutno.-Myślałam że zechcesz,a ty..-zaczęłam.
Nagle poczułam jak staję się wyższa...lub po prostu przerzucona przez ramię Harry'ego!
-Ej!-jęknęłam..
-Jeszcze nic straconego!-powiedział radośnie i wpijając się w moje wargi,zaczął nas rozbierać!
Po chwili staliśmy już pod prysznicem!Harry delikatnie masował moje ciało i co chwilę składał na nim pocałunki.Czułam się wspaniale...jego dotyk był kojący i nadawał wyraz każdej chwili,spędzonej z nim.Nawet nie jestem w stanie określić ile tam siedzieliśmy,ale było warto..xD!Usiadłam na skraju łóżka i czekałam aż Hazz przyniesie mi herbatę.Dziwiła mnie jego dobroć,ale nie zważałam na to!Wstałam z łóżka i nie wiem czego,ale powlokłam się do okna.Stanęłam na przeciw niego i wpatrywałam się w puch.Nie było widać ludzi,tylko miasto..które wyłaniało się gdzieś w oddali.Po chwili zdałam sobie sprawę,że śnieg zbiera na sile...a ja mam lot!?
-Cholera!-przeklęłam na głos.
Rzuciłam się jak dzika,w pogoni za poszukiwaniem mojego telefonu!
-Jest!-krzyknęłam widząc go na łóżku.
Wzięłam go spokojnie w dłoń i nacisnęłam na środku...gdy ukazała mi się godziana...
-13:50...no chyba nie!-wrzasnęłam.                                                  
Lot miałam równo 15..a zanim sprawdzą itp..boże!
Nie patrząc na nic,rzuciłam ręcznikiem przez cały pokój i zaczęłam
szukać ubrań!Na szczęście,znalazłam je szybko!Miałam ułatwione za-
-danie,gdyż czekało mnie parę godzin dość nie wygodnego lotu,więc
musiałam się ubrać luźno,z czym nie miałam najmniejszego problemu.
Spojrzałam jeszcze ostatni raz w lustro i czym prędzej zbiegłam na dół.Weszłam zdyszana do kuchni i jedyne co się dało zauważyć to dziwną ciszę i brak Hazzy!
-Hej!-mrukną zmęczony Niall,który podpierając się na łokciu,próbował tamować senność.
-Cześć!-po chwili zawtórował mu Lou,który był ubrany..i ogółem bardziej ogarnięty.
-Hej,hej!-odpowiedziałam pośpiesznie.-Wiecie gdzie Harry?-zapytałam szybko.
Louis tylko spojrzał na mnie,dość nie obecnie,co całkowicie zbiło mnie z tropu.
-No..bo..ja..ja chcia..-zaczęłam.
-Haha..-usłyszałam za sobą śmiech.-...walczy z drzwiami od samochodu!-powiedział rozbawiony Liam,który właśnie wchodząc do kuchni,popijał spokojnie herbatę.
-Ale..o boże!-powiedziałam uderzając ręką w czoło.-I jak ja teraz pojadę?-zasmuciłam się.
-Gdzie chcesz jechać?-powiedzieli jednocześnie,dziwiąc się.
-Do Polski!-powiedziałam tak,jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.Po ich minach szybko wywnioskowałam,że nic nie rozumieją,nie przerywając mi,postanowiłam ponownie zabrać głos.-No na święta!-powiedziałam jeszcze bardziej to urzeczywistniając.
-Aha!-powiedzieli...jak mi się wydaję rozumiejąc mój przekaz.
-No to się nie najedziesz!-stwierdził szybko Li.-Drzwi są zatrzaśnięte-powiedział wolno.-Rozumiesz..wiesz mróz i te sprawy..woda i mechaniczny zamek..-mówił wolno.
-Boże!-powiedziałam rozpaczliwie.
Co miałam zrobić,ten co niby wybawia,teraz najwięcej kłopotów sprawia.Za 30 minut powinnam siedzieć w samolocie,a nie tu!Chodziłam desperacko po kuchni i szukając wyjścia ze sprawy...ale nic.
-Chodź!-usłyszałam czyjś głos.
-Hmm?-odwróciłam głowę w jego stronę.-Lou!-powiedziałam radośnie.-Zawieziesz mnie?-spytałam szybko.
-Jasne!-powiedział pusto.
Uśmiechnęłam się do niego i rzucając mu się na szyję,powiedział ciche "dziękuję".
Na szczęście chłopcy się spięli i zaczęli wynosić moje wszystkie,spakowane rzeczy z domu.Louis szukał swoich kluczy,a ja za ten czas..zaczęłam narzucać na siebie kurtkę.
Lou stanął obok mnie i z porozumiewawczym spojrzeniem,zaczęliśmy powoli wychodzić z domu.gdy...
-Co tu się dziej?!-usłyszałam głos..który z pewnością należał do mojego ukochanego.
-No my..ja-plątał się Lou.-My..no bo..no my..-starałam się mu pomóc.-My..no..ja już może wyjdę.-powiedział po chwili.-Ivy..-odwróciłam głowę w jego stronę.-...będę czekać w samochodzie.
Westchnęłam głośno i spojrzałam na Hazzę...palił sporą dziurę w moim ciele.
-Ja jadę...-powiedziałam cicho zrezygnowana.
-Nie!-krzyknął.
-Hazz..-próbowałam go uspokoić.
-Nie!-krzyczał.-Nie,nie,nie!-był bardzo zdeterminowany.
-Przestań.-mówiłam spokojnie.
-Nie!Nigdzie nie jedziesz!-zaczął,po czym jakby nigdy nic,ścisnął mnie za rękę i zaczął szarpać.
-Harry!-wrzasnęłam.-Co ty robisz?!-jęknęłam z bólu.
-Idź na górę..już!-wrzasnął,ściskając mnie jeszcze mocniej.-Już...wypierdalaj.-wydarł mi się prosto w twarz.
Przestraszyłam się go..nigdy się tak nie zachowywał!Stałam i patrzyłam się na niego tempo..powoli tracąc czucie w ręce.Zdesperowana....łza uleciała z mojego oka....
-Ivy...-powiedział cicho i spokojnie...wyraz jego twarzy złagodniał,a moja ręka bezwładnie,uleciała obok mojego ciała.Harry nie wiedząc co zrobić,chwycił mnie za dłoń,początkowo się bałam,co jak zauważyłam...zabolało go.Próbując ponownie,chwycił mnie za nią bardzo delikatnie i zaczął lekko ciągnąć za sobą.Nie wiedziałam co robi,ale gdy zaczął prowadzić mnie do samochodu....jeszcze bardziej się pogubiłam.Otworzył lekko drzwi,od strony pasażera....spojrzał na mnie i dosyć nie pewnie,ucałował mnie w czoło.Patrzyłam na niego pusto,lecz mimo wszystko z żalem.Staliśmy w ciszy,gdy on puścił moją dłoń i zaczął powoli się cofać...bolało mnie to!
-Harry...-powiedziałam cicho,chwytając go ponownie za dłoń.
Od razu odwzajemnił uścisk i powoli ściskając ją i masując,przysunął się do mnie,na skutek tego,jak mocno go do siebie przyciągnęłam.
-Boję się.-powiedział po chwili.
Spojrzałam na niego zdziwiona i naprawdę..pierwszy raz w życiu,nie wiedziałam co powiedzieć.
-Al..-próbowałam się odezwać.
-Boję się.-powtórzył.-Po prostu się boję.-dodał spokojnie..nic nie rozumiałam..co szybko zauważył.-Boję się...że,że będziesz miała atak..a mnie...a-a mnie...a mnie nie będzie.-powiedział spokojnie.-Nie chcę abyś cierpiała....ale się boję.-mówił.
Nie wiedziałam co powiedzieć,co zrobić...więc po prostu go przytuliłam,na co Harry podniósł moją dłoń do swych ust i ucałował,po czym umieścił ją na swojej twarzy.Uśmiechnęłam się i przysuwając się bliżej niego,uchwyciłam nasze wargi w pocałunku.
-Będzie dobrze.-szepnęłam,po czym poczułam jak Hazz się uśmiecha.
-Kocham cię.-powiedział,łącząc nasze czoła razem i patrząc mi głęboko w oczy.
-Też cię kocham.-szepnęłam,a on uśmiechając się,ucałował mnie ponownie.
Przytuliłam się do niego mocno i niechcąca uciekać,powoli zaczęłam wyswobadzać się z jego uścisku.
-Mogłabym cię tulić wiecznie!-powiedziałam z pasją.
Harry nic nie powiedział,tylko jeszcze mocniej mnie przytulił.
-Ahhh jedź już!-powiedział smutnono już!-powiedział popędzając mnie,a ja spojrzałam na niego nie zrozumiale.-No jedź,bo cię potem nie puszczę!-zagroził,na co się roześmiałam.
-Dooobrze....ale pod warunkiem...-zacięłam się dla efektu.-...że się uśmiechniesz!-powiedziałam wesoło.
Harry natychmiast zastosował się do mojego rozkazu,na co ja również się zaśmiałam i po kolejnej chwili miziania się,wsiadam do samochodu i ruszyliśmy.
Przez całą drogę Lou,nie odezwał się nawet słowem,a ot jest dziwne!Co jak co,a Louis'owi gęba się nigdy,ale to nigdy się nie zamyka.Spojrzałam na niego,a jego twarz...prócz smutku...nie wyrażała nic!
-Lou!-powiedziałam żywo.
-Hmmm?-mruknął ,nawet na mnie nie spoglądając.
-Louis!-powiedziałam głośniej.
-No co!-prawie wrzasnął.
Wywaliłam na niego oczy.Przecież Lou zawsze się uśmiecha,nigdy nie jest zły,zawsze jak krzyczy to z radości..lub tak jak ja...z własnej,nie kontrolowanej głupoty.
-Zatrzymaj się!-powiedziałam głośno,na co on ponownie coś mruknął.-Zatrzymaj się!-krzyknęłam.
Louis chyba lekko się przestraszył..haha biedny,ale za wszelką cenę musiałam wiedzieć o co mu chodzi!
-Mów!-powiedziałam zwracając się do niego.
-Ale o co ci chodzi?-powiedział zdziwiony.
-Wiem,że jest coś nie tak!Nie odzywasz się,nie uśmiechasz....i nawet nie mów,że to nie moja sprawa!-powiedziałam zbulwersowana.
Lou ucichł i najwyraźniej zbierał się na odwagę..by cokolwiek wykrztusić...

 ___________________________________________________________
Przepraszam,że tak długo,ale szkoła i chwilowy brak netu...;C
Przepraszam....:***