środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział 30



Jego klatka,powoli się unosiła,a ja słyszałam...ciche i rytmiczne bicie jego serca.Wtuliłam się mocniej,w jego oplatające mnie ramię i otworzyłam....ciężko opadające powieki.
Promienie słońca,obijały się o nas,a lekki chłód...towarzyszył ciału.Otwartą ręką...delikatnie przetarłam,zaspane oczy i cichutko..uniosłam się do pozycji siedzącej.Ciche mruknięcie..wydobyło się z ust,mojego kochanka.Z uśmiechem pokręciłam głową  i postanowiłam wstać.
Uścisk na mojej dłoni...zacisnął się..a sfrustrowany jęk,wypełnił całe pomieszczenie.Nachyliłam się lekko,nad jego ciałem i patrząc..na piękny rumiany polik,delikatnie się do niego zbliżyłam i złożyłam na nim,mokry pocałunek.Niebiański uśmiech-którym mnie obdarzył-pojawił się na jego twarzy.
-Wstawaj.-wyszeptałam i przegryzłam płatek jego ucha.
Harry dźwięcznie zamruczał.
-No już...-delikatnie pieściłam,skórę na jego szyi...co zaowocowało...cudownym jęknięciem.
Uśmiechnęłam się sama do siebie...i postanowiłam kontynuować.
-Wstawaj.-mruczałam..przy jego uchu.
Hazz zaśmiał się i gwałtownie,mnie do siebie przyciągając...zaczął patrzeć się w moje,niebieskie tęczówki.
-Brakowało mi ciebie,kochanie.-chrypnął....a moje serce przyśpieszyło.
-No ja myślę!-powiedziałam z rozbawieniem.
Harry tylko się zaśmiał,a ja oblizując wargi..lekko się podniosłam i powędrowałam w stronę kuchni.
Cieszyłam się...że w jakiś sposób..ponownie go mam...ale..
Weszłam do kuchni i zaczęłam pomału...robić herbatę....Cholernie chciało mi się spać...ten dzień..wyobrażałam sobie..całkiem inaczej.Cały czas...moją głowę...zaprzątał..ten dziwny sen...
W żaden sposób...nie miałam zamiaru,go sobie przypominać.Potrząsnęłam lekko głową,z nadzieją...że każda myśl,związana z nim...wyjdzie z mojej głowy!
Usiadłam w rogu kuchni..na przecudownie,mięciutkim krześle i spuszczałam swoje powieki w dół....

...Ciemne,niczym grafit chmury...zalały całe niebo.
Zimna kropla wody...ulała się górze.
Pąk ametysowego bzu...uginał się,pod ciężarem rozpaczy.
Blada...nieskalana dotykiem dłoń...pochłaniała,ostatnie tchnienie radości.
Duże,cyjanowe oczy...zamykały się,szeregiem gęstych rzęs.

Słowo miłość...zamknęło się w sobie.
Uśmiech...płynął tylko w wyobraźni.

-I was her,she was me
 We were one,we were free-usłyszałam zachrypnięty głos i dźwięk lekko rozstrojonej gitary...dobiegające z "salonu''.-And is there's somebody caling me on...
Pokręciłam głową i z wielką niechęcią,podniosłam się i zaczęłam iść w stronę "salonu''.Głos z chwili na chwilę,był coraz bardziej wyraźny!Przyśpieszyłam krok i...
-She's the one...-zaśpiewał z uśmiechem,wskazując dłonią wprost na mnie.
Uśmiechnęłam się...to było miłe z jego strony....Z trudem hamowałam śmiech!Widok lekko zaspanego Hazzy,w bokserkach od Calvin'a Klein'a,z gitarą w jednej dłoni,stojącego na stole..to dość rzadki i apetyczny widok!
Podeszłam do niego i słuchałam kolejnych słów..które wydobywały się z jego ust.Usiadłam wygodnie na kanapie,a Hazz-robiąc przeróżne miny-wciąż nie kończył swej pieśni.Wpatrując się w niego...cieszyłam się,że w jakiś tam sposób,jest u nas..ummm..kolorowo!Ostatnio dużo się działo,a ja nie miałam wewnętrznej siły by się pozbierać!Całe życie potrafiłam olewać niepowodzenia i krzywdy.Każde nie dociągniecie w moim życiu..było dla mnie niczym..a już na pewno nie czymś,nad czym bym się rozmyślała.Widok osoby-którą w jakiś,dość nietypowy sposób...żywię uczuciem-obok mnie....to coś naprawdę pięknego...haha
Harry odłożył gitarę i klękając przede mną...wyszeptał:
-She's the one...
Jego uśmiech...wyjawił iskrę w moim oku..zaś on sam,lekko się przysunął..po czym,delikatnie ujął moją wargę i złożył na niej,soczysty pocałunek!Mój brzuch,momentalnie wypełniło stado motyli,ciało przeszła nagła fala gorąca..zostawiając lekkie odrętwienie.Nie byłabym sobą,gdybym go nie pogłębiła!
Harry lekko chwycił moją twarz...i delikatnie zaczął mnie kłaść,ewidentnie..na demną dominując!Zaczęłam się śmiać,w jego usta...byłam tak cholernie szczęśliwa.Hazz jak zawsze..trzymał się konkretów!
Jego dłonie,delikatnie pieściły moje ciało....a usta błądziły.Czułam tą cudowną ciarkę,która mnie otaczała...

                                                                    * * *

-Boże..Harry!-zaśmiałam się,uderzając ręką w czoło.-Czy ty raz w życiu-raz...nie proszę o więcej-możesz nas normalnie rozebrać?-zapytałam,dławiąc się śmiechem.
-Zamiast tak kłapać...mogłabyś mi pomóc!-rzucił chichocząc.-A z resztą,aż tak bardzo ci przeszkadza,moja "naga" wersja?-powiedział patrząc na mnie,tak jakby chciał nim powiedzieć:No proszę,proszę bardzo..tłumacz się!
-Nie żaby coś...ALE KTOŚ SIĘ DO NAS DOBIJA!-ryknęłam.
Harry spuścił głowę...udając wstyd!Ja jedynie,zjechałam go wzrokiem i schyliłam się za kanapę..w poszukiwaniu,mojej "górnej"....części bielizny.Nałożyłam go delikatnie i....
-Cholera!-warknęłam,na to przeklęte zapięcie,z którym-aktualnie-się siłowałam.
-Daj...pomogę ci.-rzucił,dusząc śmiech.
Harry-szybko-i dość sprawnie,zapiął mi to-przeklęte-zapięcie,przy okazji...składając na mojej szyi,słodki pocałunek.Odwróciłam się do niego niepewnie i z wielką skruchą,szepnęłam:
-Dziękuję...
Ten zaś...czulę się do mnie uśmiechnął!Był taki rozkoszny.
-Kocham cię...-szepnął z troską,całując mnie w czoło.
-Też cię kocham.-przyznałam...patrząc się w jego,zielone tęczówki.-Ale teraz..-powiedziałam spokojnie.-....idź szukać tych przeklętych bokserek!-rzuciłam groźniej.
Hazz zaśmiał się..przytakując-poczym-pobiegł do łazienki....Westchnęłam i kręcąc głowął,poszłam do pokoju.Czasem mnie zadziwiał..hahah.Tak bardzo...brakowało mi z nim bliskości!Tęskniłam za jego dotykiem,za jego ciepłymi wargami..wodzącymi po moim ciele..za tym..ile miłości-potrafił-mi przez to przekazać.Uśmiechnęłam się sama do siebie i zaczęłam szperać w szafie.Po czasie..stwierdzałam..że...
-O..o..o..to!-powiedziałam wesoło...sięgając po ubrania.
Spojrzałam ostatni raz w lustro..i zaczęłam kierować się w stronę "salonu"...z-GROMKĄ-nadzieją,że Harry,jednak znalazł te bokserki!
Weszłam do pokoju i...
-Mam!-krzyknął uradowany..wychodząc z łazienki.
-Dzięki bogu!-rzuciłam sama do siebie.-Ummmm...gdzie były?-zapytałam.
-W wannie.-powiedział,poprawiając włosy.
-Co..co twoje bokserki...maiyłby robić w wannie,skoro...-on jest bezcenny-...wow..ty to masz krzepę!-stwierdziłam z niedowierzaniem,spoglądając na niego.
Hazz jedynie pokiwał głowął.Staliśmy w ciszy...zaczęłam rytmicznie stukać nogą,a Hazz rozglądał się po pokoju.Na chwilę,zgubiłam orjętację....
-Ummm drzwi!-oświeciło mnie.
Omijając kanapę i przechodząc..obok mojego ukochanego.Prześpieszyłam lekko krok i zaczęłam iść w ich stronę.
-Stój....-rzucił nagle..łapiąc mnie w tali.
-Hmm?
-A jeśli....jeśli to jakaś stara desperatka.-spojrzałam na niego dziwnie.-Oj..no wiesz...może przeszkadzały jej te wszystkie jęki.-mówił.-No wiesz...ach,,,Harry...Harry..ahmm...aaaaa-zaczął....lekko stłumionym krzykiem.
-Harry!-warknęłam.
-Umm nie..nie,nie,nie...to bardziej,no wiesz..takie,takie achh Harry.Takie z uczuciem.-zaczął.
-Zamknij się!-rzuciłam..podirytowana.
-Ale tak było....-stwierdził.-Ej...wstydzisz się...Iv..ty się tego wstydzisz!Hahah..Ivy naprawdę?-zaczął.
Czy on musi mnie tak poniżać?
-Tak..to krępujące!-powiedziałam...spokojnie.
-Ale czego...przecież..t-to normalne.-rzucił uspokajająco.
-Nie..gdy to ja..jestem tego główną odtwórczynią.-zaczęłam...
-Haha..al...
-Nigdy więcej!-bąknęłam w jego stronę i wyrywając się z jego uścisku,zaczęłam iść w stronę drzwi.
-To groźba?-powiedział zdziwiony.
-Fakt.-powiedziałam dumnie i przyśpieszyłam krok..gdy..
Harry łapiąc mnie za dłoń..ponownie do siebie przycisnął,tak że jego usta...były tuż,przy moim uchu.
-Zgwałcę cię.-zachrypiał.
Haha....brakowało mi go!
-Zobaczymy...kto...-powiedziałam pewnie-...kogo pierwszy,Styles!-wyrywając się...spojrzałam w jego,śmiejące się tęczówki.
-Naprawdę...cholernie cię kocham!-stwierdził ze śmiechem.
Pokręciłam głową i zaczęłam iść do drzwi.Chwyciłam z klamkę i lekko je otworzyłam.Po drugiej stronie sta...

                                                                       * * *

-Oddaj mi!-wrzasnęłam piskliwym głosem.-Ty masz popcorn.-rzuciłam z nadzieją...na jaką kolwiek jego reakcję.
-Haha...no dobra...ale trochę.-rzucił niechętnie.
Złapałam od niego pudełko z lodami...i zaczęłam się nimi zapychać.Kochałam spędzać z nimi,każdy wieczór...są bezcenni!
-Faktycznie...u was nic,a nic się nie działo!-powiedział dumny siebie....podnosząc zużytą prezerwatywę z podłogi.
Hahah!Spojrzałam na Harry'ego zabójczo...na co,roześmiany on..tylko wzruszył ramionami.
-Jak ja kocham wasze wizyty!-stwierdziłam,klaszcząc w ręce.
Chłopcy tylko wybuchnęli śmiechem.Przewróciłam oczami i spojrzałam na Hazzę...który obdarował mnie cudownym uśmiechem,mrugnęłam do niego...a on zawołał mnie do siebie.Muszę przyznać...ale brakowało,mi tych wszystkich sielanek.Nie da się tego opisać...jakie to cudowne uczucie,mieć przy sobie osoby,na których można polegać...i jedną..z którą,można "troszeczkę" więcej!Usiadłam Harry'em na kolanach...a on słodko mnie objął i wtulił w moje plecy...
-No!-krzyknął wesoło Lou.-Jest Sylwester...Bawmy się!-mówił coraz głośniej.
Haha..pocieszny Louis.
-W sumie.-stwierdziłam.
-Kocham dochodzić z wami do porozumień.-rzekł i puścił mi oczko.
-No to co?-wstałam,zacierając ręce.-Ruszać dupska!-zaśmiałam się.
Chłopcy-co prawda,nie chętnie i po sporym jęczeniu-lecz wstali.Zaczęłam bić im brawo..na co tylko się zaśmiali.Uśmiechnęłam się zwycięsko i zaczęłam razem z nimi,kierować się w stronę wyjścia...
-Horan!-zaczęłam się śmiać.
-No co?No New York!-rzucił,zapychając się kolejną łyżką.
-No właśnie...więc się podziel!-krzyknęłam,złośliwie wściubiając moją łyżeczkę,w ogromne pudełko lodów.
Niall jedynie zagestykulował,dając mi do zrozumienia...że mam rację i abym kontynuowała.
-Tak w ogóle...to skąd masz łyżeczkę?-zapytał zdziwiony Zayn.
"Jacy oni spostrzegawczy"
-Ummm..no wiesz.-powiedziałam patrząc na niego.-Łyżeczka,jest jak kondom....nigdy nie wiesz,kiedy ci się przyda!-powiedziałam wesoło.
Chłopcy tylko zachichotali.Poczułam,jak czyjaś dłoń,oplata mnie w tali i przysuwa do siebie.
-Widać,że jest moja!-powiedział dumnie Hazz,jeszcze mocniej mnie do siebie przyciskając.
Zaśmiałam się i wtuliłam w jego,cudownie ciepłe ciało...

                                                                       * * *

Wszędzie stały tłumy,ledwo było widać sufit,a tym bardziej podłogę!Muzyka zagłuszała wszystko,co znajdowało się do o koła.
Zdjęłam swoją kurtkę i zaczęłam rozglądać się po sali.
-Gdzie on jest?-mruknęłam sama do siebie.
Moon sam pisał,że mają tu być.Przyznam szczerze...że można zwariować!
-Kto?-chrypnął,owijając mnie ramieniem.
-Hmm?-popatrzyłam na niego dziwnie.
-"Kto"...gdzie jest?-zapytał ponownie.
-Haha zobaczysz!-uśmiechnęłam się tajemniczo.
Ruszyłam przez tłum i garnąc ludzi po kolei..zaczęłam kierować się,w stronę głosu...który-akurat-"przemawiał"

                                                                   


___________________________________________________
Przepraszam...przepraszam was,cholernie mocno!
Spóźniłam się z rozdziałem,do tego jest okropnie krótki i nie wiem...czy za bardzo ciekawy.
Byłam u babci...odcięta od internetu...pełne 2 TYGODNIE!
Przepraszam za błędy..i jeszcze raz za to spóźnienie i rozmiar....
KOMENTUJCIEEEE!!!

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 29



-Czy ty jesteś normalna?-darł się na mnie już dobre 20 minut.-Przeziębisz się jeszcze!-mówił.
"I po co ten krzyk...i po co?"-śmiałam się w myślach.
-Ja-ja w ogóle..ciebie nie rozumiem.-rzucił z żalem.-Raz się uśmiechasz...bije od ciebie optymizmem.A już drugiego....gadasz,że śmierć jest zbawieniem i coś oooo o jakiś ogrodach!Boże...-jękną
Cóż mogę począć?To nie moja wina...że wszystko...jest niczym w moim świecie i oczach!Nie mam wpływu,na to czego chcę...a tym bardziej czego nie chcę!
Oparłam się wygodnie o fotel i uśmiechałam się,do tempo spoglądającego na mnie szatyna.
-Ivy...-powiedział załamując ręce.
-Haha!-zaśmiałam się
-I czego się śmiejesz?-rzucił oburzony.
-A co mam płakać?-powiedziałam ironicznie,wyrzucając ręce w powietrze.
-No..yyy...no ty..ty...ughhh Ivy!-wydukał.
-Nie unoś się tak staruszku!-powiedziałam zaczepnie,szturchając go łokciem w jego bok.
Lou zjechał mnie wzrokiem...a ja zakryłam swoją twarz włosami.Louis nic się nie odzywał..chyba go nie uraziłam...o boże!Siedziałam razem z nim,bawiąc się palcami u dłoni.
-Iv...ja..-zaczął.
Pokręciłam głową..a w tej chwili zadzwonił telefon.
-Huh...-powiedziałam wesoło.-Telefon!-wyszczerzyłam się do niego.
-Jasne.-rzucił sarkastycznie.
Kręcąc głową,złapałam telefon i bez zastanowienia odebrałam.
-Tak?-zapytałam.
-Ivy...no Ivy..słyszysz?-krzyczał uradowany głos po drugiej stronie.
-Tak,tak..co się urodziło?-zapytałam pośpiesznie.
-Wejdź szybko...no już..wejdź,wejdź na stronkę naszej grupy...no już!-mówił entuzjastycznie.
-Już..już spokojnie.-rzuciłam.-Lou...włącz laptop!-powiedziałam,machając w jego stronę,aby się pośpieszył.
Usiadłam obok niego i szybko wpisałam link..do stronki T.O!
-Jestem.,,i co dalej?-pytałam.
-Wejdź w zakładki...masz tam konkurs...masz?
-Tak,tak...-bąknęłam.
-Widzisz trzeci u góry?-zapytał radośnie.
-Taaak.-powiedziałam wolno.
-Więc...twój układ zgarną pierwsze miejsce!-krzykną-Chachi na szczycie!-zaśmiał się..
Myślałam,że śnię...
-O ja pierdole....naprawdę?-powiedziałam krzycząc do telefonu i skacząc po kanapie.-Aaaaa!
Byłam jak w niebo wzięta..haha.Co prawda,jakoś szybko i bezpośrednio mnie o tym uwiadomił..ale.
-Ej..ej..ale który to układ?-zapytałam niepewnie.
-Nie uwierzysz...ale...-zaczął śmiejąc się.
-Nie...-powiedziałam rozbawiona.
-Tak...
-Drop It Low..hahah o boże...ale ja...haha improwizowałam!-prychnęłam śmiechem.
-To rób to częściej....bo dzięki tobie...jedziemy na stanowe!-wrzasnął radośnie.
To było cudowne...nie mogłam się opanować z radości!Nie miałam czasu,wymyślać układu.Zaraz na drugi dzień,po telefonie od Harry'ego...pobiegłam z samego rana do T.O i reszty...by powiedzieć,że nie wystąpię.Grupa lekko się zasmuciła...a ekonomicznie myślący "Moon"....zaproponował abym to nagrała!
Spędziłam tam trochę czasu....bo chciał mi poprawić humor...wraz z innymi,,i wyszedł z tego układ z nim...Do Bang...haha!
Nie powiem..poprawiło mi to humor....ale że wygrałam..haha o jeju!
Rozłączyłam się i z lekkim stresem...najechałam na  link  i po prostu...go włączyłam.
-Mogę wiedzieć,o co chodzi?-zapytał podenerwowany Louis.
-Oglądaj!-szczeknęłam podekscytowana.
Haha bezcenne...układ trwał nie całą minutę,ale na moje oko...umm,wyszedł dobrze.
-To ty?-powiedział zdziwiony Lou.
Ja tylko prychnęłam śmiechem i dokończyłam oglądanie.

                                                                                   * * *

-Nie wiem dlaczego tak się zachował.-stwierdził ze smutkiem.
Spuściłam głowę i mętnie zaczęłam,mieszać łyżeczką moje cappuccino.
-No dobra...-zaczął weselej,a ja spojrzałam na niego,zza moich rudych fal.-Możesz mi więcej powiedzieć...o tych całych zawodach?-zapytał upijając łyk,swojego espresso.
W moich oczach,pojawiła się iskierka radości.
-Ahmm.-mruknęłam weselej,przełykając resztkę płynów.-Więc...-i zaczęłam.
Powiedziałam mu,że wygrałam tylko dlatego,że mój układ był....ummm,prosty i naturalny!Po za tym,ponoć...ci wszyscy jurorzy..poszperali o mnie w necie i zobaczyli więcej...niż raczej powinni.Wytłumaczyłam mu,że raczej tego nie planowałam...ale to było bardzo miłe...wrócić do czasów,kiedy smutek,był tylko w filmach i opowieściach,podczas których,na całym moim ciele pojawiały cię ciarki!
Niestety..nie mogłam mu wspomnieć o Damianie i jego "skoku" w bok!
-To dość ciekawe!-powiedział z uśmiechem.
Pokiwałam twierdząco głową i odstawiłam,pustą filiżankę na bok.
-Wow..za 2 dni Sylwester!-stwierdził entuzjastycznie Lou.
-Hmmm faktycznie.-powiedziałam sprawdzając datę w moim iPhonie.-Szybko minęło...
-Trochę.-mruknął.-To co?Zamawiasz coś jeszcze..czy odpuszczamy sobie i idziemy dalej?-zapytał.
Odpowiedź na to pytanie..wymagała nie lada,namysłu.Było mi tu tak ciepło i miło...achh.
-Chodźmy.-rzuciłam,wstając z krzesła.-Ale ty płacisz!-krzyknęłam do Louisa i łapiąc moją kurtkę...po prostu wyszłam z kawiarni.
Wzdrygnęłam się,na styczność z zimnym i siarczystym powietrzem.Przyłożyłam dłonie do ust i zaczęłam na nie chuchać....było mi zimno!
Aby zająć czymś myśli-nie tylko,kostniejącymi częściami mojego ciała-zaczęłam przyglądać się ludziom.Inni pędzili,a inni po prostu szli.Młodzi..spacerujący w grupach,śmiali się do rozpuku,a starsi państwo,czule spacerowali pod rękę....hmmm nie było źle!Nagle zobaczyłam młodą kobietę,w ślicznej sportowej,różowo-szarej bluzie i neonowo żółtej czapce...która pchała wózek.Wydawała się znajoma...Mówiła coś w stronę wózka..robiąc śmieszne miny!Z boku...nie powiem,ale patrzyło się na to...rozkosznie!
Dziewczyna przystanęła i patrząc w wózek..pokręciła głową..i wyciągnęła z niego...małą dziewczynkę.Była malutka...miała,może....z półtora roku?Na jej głowie widniała,mała,neonowa beania,zdobiona ćwiekami.Spod czapki,wyłaniała się,spora...grzywka,delikatnie opadająca,na lewy bok dziewczynki,koloru jasnego blondu.Miała na sobie,szary kombinezon i różowe vansy.
Dziewczyna,umieściła ją na swoim prawym boku i podtrzymując ją jedną ręką...drugą zaczęła prowadzić wózek przez ulicę..w moją stronę.
Czarne niczym heban włosy,zielone niczym szmaragd oczy,pełne wiśniowe usta....

                                                                         * * *


-Ivy!-usłyszałam krzyk,zza lekko uchylonych drzwi.-Wychodzę.-wrzasną jeszcze głośniej.-Nie wiem,czy wrócę...-kontynuował.
"Boże..serio Lou"-jęknęłam,zakrywając się jeszcze bardziej.
-...jeśli będziesz się nudzić...to wiesz gdzie mnie szukać.-oznajmił spokojnie.-Umm,to chyba wszystko...papa!-powiedział entuzjastycznie....po chwili,usłyszałam głośny trzask drzwi.
-Ughhhhhhhh.-ryknęłam,uderzając się poduszką w twarz.
Eleanor..przyjechała do NY,na sylwestra.Jest z grupką swoich znajomych i ogonkiem paparazzi...więc to Louis...musi być ten dobry i fatygować się do niej!
Statystycznie rzecz biorąc...jestem i będę sama!Jutro sylwester...a ja?Ja będę oglądać,jakieś pieprzone romansidło...z ogromnym pudełkiem czekoladowych lodów i szampanem pod ręką!
Podniosłam się z łóżka i przecierając oczy,postanowiłam wstać.Bardzo spokojnie i z umiarem..chwyciłam garść ubrań i wyszłam z pokoju....
-Aaaa....!-wrzasnęłam,lądując na podłodze.-Kurwa.-mruknęłam,starając się podnieść.
Dobra...kocham Lou..naprawdę go kocham.Doceniam to,że tu jest,że tak bardzo mi pomaga i o mnie dba.....Ale do jasnej cholery,żaby wszędzie rzucać swoje bokserki,koszulki i..ooo proszę bardzo,buty i jakąś dziurawą rękawiczkę..i ..i moje stringi?!OK....to już jest STRASZNE!
Podniosłam się i głośno fuknęłam,w stronę..wciąż rosnącej kupki ubrań.Orzywiłam swój krok i wpadając prosto pod prysznic..ulżyłam sobie,ostatecznie!
-Ooo zabijcie mnie!-krzyknęłam,rzucając się na kanapę i rozkładając się na niej,zaczęłam się przeciągać.
Byłam cholernie zmęczona i wyprana z emocji.Sama nie wiem..czy chciało mi się czegokolwiek...ale i tak wciąż żyłam!Zmęczenie było o wiele silniejsze....niż zdrowy rozsądek!Chwyciłam,pilot...z gromką niechęcią i determinacją,po czym,włączyłam pierwszy lepszy program!
Nawet nie wiem o co chodziło...ktoś krzyczał ''Rob...akhm..akhm..Rob..no..no.no..you..." i tak dobre 5 minut.Poprawiłam sobie poduszkę i przymknęłam lekko oczy...
-Boże..nie!-jęknęłam.
Nie mogłam iść teraz spać...choć nie wiem czemu..Złapałam pilot i włączyłam,pierwszy lepszy,program muzyczny,pogłośniłam go na ful i pobiegłam do kuchni!Wzięłam duży kufel,chwyciłam z kawę,mleko,cukier i kostki lodu.Wsypałam 2 łyżeczki kawy i zalałam je do pełna mlekiem.Wsypałam 2 łyżki cukru i wrzuciłam parę kostek lodu.Zamieszałam łyżką i ....mrożona kawa!
Chwyciłam kufel i poszłam do pokoju....
-Ooo..jak miło.-uśmiechnęłam się i rzuciłam się na kanapę.
Moje szczęście..długo nie potrwało...ktoś zaczął dobijać się do drzwi!
-Czego męczą,duszę...czego!-powiedziałam wstając i jednocześnie,wyrzucając wszystkie ręce w górę.
Złapałam pilot i lekko przyciszyłam Muzykę.
-Kogo niesie o tej porze?-mruknęłam z ironiczną ciekawością w głosie.
Chwyciłam za klamkę i szybko otworzyłam drzwi.....
-No i lody się zmarnują!-bąknęłam pod nosem.
Spojrzałam w górę,a moje serce....gwałtownie przyśpieszyło.Zza ogromnego bukietu,bzu...wyłaniały się ciemne loki.A jedno,kocie zielone oko,zdobione szeregiem długich rzęs..spojrzało na mnie z nadzieją.
"Skąd on ma,kurwa bez...w środku zimy?"-krzyknęłam zdziwiona.

...Spojrzałam na niego uradowana i...
-Harry!-krzyknęłam radośnie,rzucając mu się w ramiona.
Hazz mocno,mnie do siebie tulił.Jego zapach...jego dotyk...jego spojrzenie...fchbwqbvl!Myślałam,że zwariuję...tak bardzo go potrzebowałam..
Lekko się,od niego odchyliłam..a on postawił mnie na ziemię.Uśmiechnęłam się do niego i spojrzałam w jego głębokie,zielone tęczówki.Miał w oczach tyle emocji.Miłość...troskę i strach.

Delikatnie się do mnie przysunął i dość niepewnie....ponownie,zatopił się w moich ramionach.Ach...
-Ivy..ja..prze...-zaczął.
Pokręciłam stanowczo głową,uśmiechając się radośnie.

-Nie ważne..OK?-zaproponowałam.
-Ale...

-Nie psuj mi humoru!-powiedziałam groźnie,poczym zachichotałam.
-Dobrze...ale i tak Przepraszam!-powiedział poważnie.
Uśmiechnęłam się do niego czule i ponownie przytuliłam.Stykaliśmy się czołami...spotkałam jego wzrok...lekko przegryzałam wargę i...


"...i nie tak skończy się ta bajka!"-krzyknęłam sobie w myślach,lekko się otrząsając.
To dla mnie,wiele znaczyło!Od środka...wręcz mnie "rozwalało".Miałam ochotę się na niego rzucić..ale..ale "NIE"...nie mogę!
Otworzyłam szerzej drzwi i chowając się za nimi...dałam mu do zrozumienia-jedynie-chłodne wejdź.
Harry dość niepewnie wszedł do środka.Spojrzałam na niego..a w jego oczach,malowało się niezrozumienie.Staną na wprost mnie i dość niepewnie...do mnie podszedł.
-To dla ciebie.-wychrypiał,wyciągając rękę z bukietem,wprost na mnie.
Przymknęłam lekko oczy,by nie spowodować...nie chcianej reakcji,na jego głos..jak i obecność.Przyjęłam bukiet i spojrzałam na niego obojętnie.Jednym ruchem,zamknęłam drzwi i odwracając się tyłem do Harry'ego,zatopiłam twarz w bukiecie..wonnych kwiatów.Na mojej twarzy..malował się szeroki i szczery uśmiech...którego ON,nie mógł ujrzeć!
Stojąc do niego tyłem...ruszyłam w stronę mojego pokoju,zostawiając go w tyle.Musiałam go zgubić...nie mógł mieć wszystkiego łatwo!
Weszłam do pokoju i kładąc kwiaty na szafce nocnej...usiadłam sobie na łóżku.Usłyszałam Ciche kroki...uśmiechnęłam się,na znak triumfu.
Po chwili...drzwi lekko się uchyliły,a do pokoju..niepewnie wszedł Styles.Spojrzałam na niego i posępnie robiąc mu dziurę w mózgu..zaczęłam!
-Wiesz...-zaczęłam.-...że jeśli facet,nieodzywa się dłuższy czas do kobiety,to ona jest w stanie,pomyśleć dobie,że jest kiepska w łóżku.-strzeliłam obojętnie.
Harry,popatrzył na mnie wzrokiem mówiącym,"Zaczynam się bać...o co chodzi?"Uśmiechnęłam się,w środku i kontynuowałam.
-Zauważyłam...że popełniam,strasznie dużo błędów,w naszym związku.-przyznałam ze smutkiem.
-To znaczy?-zachrypiał,niepewnie,po dłuższej chwili.
Postanowiłam..że trochę się z nim podroczę!
-Wiesz...ostatnio przeczytałam pewną książkę.-powiedziałam poważnie.
-To dlatego masz taki dziwny humor!-powiedział jasno i lekko się do mnie zbliżył.
"Źle,źle,źle!"-krzyczałam.-"Trzeba się ratować"
-Umm...doszłam do wniosku..że wyręczam cię,w rozwiązywaniu problemów.-powiedziałam,delikatnie się od niego odsuwając.-To błąd!-powiedziałam głośniej.-Taka teoria..wywodzi się z "Kobiet,które kochają za bardzo".-dorzuciłam..a Hazz....zdecydowanie,nie wiedział co powiedzieć!
-Co jeszcze ciekawego....dowiedziałaś się z tej książki?-powiedział...z ironiczną ciekawością.
"Huh...kucniesz!"-rzuciłam optymistycznie.
-Doszłam do wniosku...że musimy się rozstać!-powiedziałam obojętnie.
Harry się zakrztusił i w trybie natychmiastowym....znalazł się naprzeciw mnie.
-Że co?-zakaszlał,patrząc na mnie.
"Haha..zabolało?"-chichotałam.
-Nie sądzisz,że wolność jest cudowna!-powiedziałam z szerokim uśmiechem.-Wiesz,długo się nie odzywałeś...-mówiłam.-Tak..jakby ci już nie zależało.-dokończyłam smutno i schowałałam wzrok w ziemi.
Wiedziałam,że go to tknie...ale ...nawet jeśli w mały sposób,to i tak mnie zranił!
-Umm...Im bardziej kobieta,podoba się mężczyźnie,tym bardziej on...unika zaangażowania!-wybrnął.
"Ughhh...musiałeś?"-krzyczałam.-"Kocham go za tą wiedzę...i te piękne,pełne wargi..to nieziemskie spojrzenie..ten zniewalający u...ughhhh"
-Lub po prostu,ma emocjonalnego siniaka!-powiedziałam ostro i pewnie.
Hazz zwątpił...hahaha!
"Trzeba próbować jeszcze raz!"-stwierdziłam.
-Ale,przyznaj!Wolność jest piękna!-zaczęłam.-Wiesz,dużo osób związkach..przeżywa ciężkie chwile,jest ofiarą sadystycznych współmałżonków..lub obecnych partnerów!-dokończyłam ostro.-Dlatego rozstanie..jest tak istotną rzeczą.-powiedziałam spokojnie.
-Czy ja ci wyglądam na...na  sadystę?-powiedział zdziwiony.
-Nie...ale próbuję,znaleźć łagodne fakty,na zakończenie tego związku!-stwierdziłam obojętnie
-Ivy..przestań!-ryknął.-Co z tobą?Zachowałem się jak chuj..tak?Ale...daj mi szansę..ja-ja-zaczął.
''Haha,biedny!''
-A gdybym miała kogoś na boku?-zapytałam,uciekając.
Harry wywalił oczy.
-Do czego zmierzasz?-zapytał.
-Och..Hazz!Wszyscy potrzebujemy przyjaciół.Nawet w najlepszym związku,jedna osoba nie wystarczy!-powiedział przekonywująco.-Co statystycznie i logicznie oznacza,że...możemy bzykać się z kim chcemy!-krzyknęłam entuzjastycznie..wyrzucając ręce w powietrze.
Harry otworzył buzie i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
"Przesadziłam?"
-IVY!-krzyknął.-Dlaczego...gdy kogoś naprawdę kocham...to zaczyna mnie ograniczać...lub po prostu naczyta się jakiś pierdół  i wszystko pieprzy!-powiedział zdenerwowany.
"O kochanie"
-Słucham?-powiedziałam rozzłoszczona.-To teraz to wszystko to moja wina...tak?-ryknęłam.-Jesteś dla mnie wszystki...czego chcę i potrzebóję...Chcę dla ciebie jak najlepiej.....Zrobię dla ciebie wszystko....Zawsze będę przy tobie,kiedy tylko zechcesz....Obiecuję,że twoje oczy nigdy nię będą płakać przezemnie......te wszystkie PUSTE słowa naraz!-warknęłam.-Może i masz rację....za mało czasu spędzamy ze sobą...by wiedzieć jacy jesteśmy...i czy to co robimy....ma jakiś sens!-powiedziałam z bólem.-Zakończę ten toksyczny związek...nawet..jeśli miałby się zmienić,w palatoniaczną przyjaźń...połączoną z wibratorem!-wysyczałam i podnosząc się z łóżka...wstałam i zaczęłam kierować się do wyjśća.
Harry złapał mnie lekko za ramiona i klęknął przedemną.Spojrzał w moje oczy...poczym bardzo delikatnie,ucałował moją kobiecość.Lekko zadrżałam....a w moim brzuchu..pojawiło się stado motyli.Podniósł lekko głowę i cicho wyszeptał:
-Kocham cię Ivy.Dopiero cię odzyskałem...niechcę cię ponwnie tracić.-w jego oczach było widać,żal i desperację.
Chciałam...ale nie mogłam...on musi zrozumieć...że jeśli kocha...to zawalczy.
-Nie mogę..rozwiązywać wszystkich problemów za ciebie.-odparłam oschle.
Harry już miał coś powiedzieć..lecz ja wybiegłam z pokoju!Wparowałam do "salonu" i podgłośniłam telewizor na ful...akurat,leciało "Still Into You" Paramore!Odsunęłam kanapę i zaczęłam skakać,po całej powierzchni...pomieszczenia!Byłam wściekła na Harry"ego..ale...
-And baby even on our worst nights
I'm into you (I'm into you)Oparłam się o ścianę i zaczęłam się o nią ocierać,wciąż śpiewając.Stojący w progu pokoju,Hazz....mimowolnie się uśmiechnął i podbiegając do mnie....chwycił mnie za togi  i przerzucił mnie,przez swoje ramie.Zaczął mną kręcić i sam śpiewał.Byłam wściekła na jego zachowanie...ale rstrząsając to wszystko..tylko się cofam....widzę tyle niedociągnięć naszego związku...ale..
Harry posadził mnie przodem do siebie.Objęłam nogami jego talję...a on wtulił swoją głowę,w zagłębienie mojej szyi..lekko ją całując.
-Przepraszam.-chrypnął.

                                                                 


____________________________________
Szału jak zwykle niema....przepraszam,że tak późno...dużo się dizało ;)
Mam nadzieje...że ujdzie w tłumie xD Mam nadzieję,że link działał ;D
CZYTASZ? KOMENTUJESZ!...PROSTEEE