-Czy ty jesteś normalna?-darł się na mnie już dobre 20 minut.-Przeziębisz się jeszcze!-mówił.
"I po co ten krzyk...i po co?"-śmiałam się w myślach.
-Ja-ja w ogóle..ciebie nie rozumiem.-rzucił z żalem.-Raz się uśmiechasz...bije od ciebie optymizmem.A już drugiego....gadasz,że śmierć jest zbawieniem i coś oooo o jakiś ogrodach!Boże...-jękną
Cóż mogę począć?To nie moja wina...że wszystko...jest niczym w moim świecie i oczach!Nie mam wpływu,na to czego chcę...a tym bardziej czego nie chcę!
Oparłam się wygodnie o fotel i uśmiechałam się,do tempo spoglądającego na mnie szatyna.
-Ivy...-powiedział załamując ręce.
-Haha!-zaśmiałam się
-I czego się śmiejesz?-rzucił oburzony.
-A co mam płakać?-powiedziałam ironicznie,wyrzucając ręce w powietrze.
-No..yyy...no ty..ty...ughhh Ivy!-wydukał.
-Nie unoś się tak staruszku!-powiedziałam zaczepnie,szturchając go łokciem w jego bok.
Lou zjechał mnie wzrokiem...a ja zakryłam swoją twarz włosami.Louis nic się nie odzywał..chyba go nie uraziłam...o boże!Siedziałam razem z nim,bawiąc się palcami u dłoni.
-Iv...ja..-zaczął.
Pokręciłam głową..a w tej chwili zadzwonił telefon.
-Huh...-powiedziałam wesoło.-Telefon!-wyszczerzyłam się do niego.
-Jasne.-rzucił sarkastycznie.
Kręcąc głową,złapałam telefon i bez zastanowienia odebrałam.
-Tak?-zapytałam.
-Ivy...no Ivy..słyszysz?-krzyczał uradowany głos po drugiej stronie.
-Tak,tak..co się urodziło?-zapytałam pośpiesznie.
-Wejdź szybko...no już..wejdź,wejdź na stronkę naszej grupy...no już!-mówił entuzjastycznie.
-Już..już spokojnie.-rzuciłam.-Lou...włącz laptop!-powiedziałam,machając w jego stronę,aby się pośpieszył.
Usiadłam obok niego i szybko wpisałam link..do stronki T.O!
-Jestem.,,i co dalej?-pytałam.
-Wejdź w zakładki...masz tam konkurs...masz?
-Tak,tak...-bąknęłam.
-Widzisz trzeci u góry?-zapytał radośnie.
-Taaak.-powiedziałam wolno.
-Więc...twój układ zgarną pierwsze miejsce!-krzykną-Chachi na szczycie!-zaśmiał się..
Myślałam,że śnię...
-O ja pierdole....naprawdę?-powiedziałam krzycząc do telefonu i skacząc po kanapie.-Aaaaa!
Byłam jak w niebo wzięta..haha.Co prawda,jakoś szybko i bezpośrednio mnie o tym uwiadomił..ale.
-Ej..ej..ale który to układ?-zapytałam niepewnie.
-Nie uwierzysz...ale...-zaczął śmiejąc się.
-Nie...-powiedziałam rozbawiona.
-Tak...
-Drop It Low..hahah o boże...ale ja...haha improwizowałam!-prychnęłam śmiechem.
-To rób to częściej....bo dzięki tobie...jedziemy na stanowe!-wrzasnął radośnie.
To było cudowne...nie mogłam się opanować z radości!Nie miałam czasu,wymyślać układu.Zaraz na drugi dzień,po telefonie od Harry'ego...pobiegłam z samego rana do T.O i reszty...by powiedzieć,że nie wystąpię.Grupa lekko się zasmuciła...a ekonomicznie myślący "Moon"....zaproponował abym to nagrała!
Spędziłam tam trochę czasu....bo chciał mi poprawić humor...wraz z innymi,,i wyszedł z tego układ z nim...Do Bang...haha!
Nie powiem..poprawiło mi to humor....ale że wygrałam..haha o jeju!
Rozłączyłam się i z lekkim stresem...najechałam na link i po prostu...go włączyłam.
-Mogę wiedzieć,o co chodzi?-zapytał podenerwowany Louis.
-Oglądaj!-szczeknęłam podekscytowana.
Haha bezcenne...układ trwał nie całą minutę,ale na moje oko...umm,wyszedł dobrze.
-To ty?-powiedział zdziwiony Lou.
Ja tylko prychnęłam śmiechem i dokończyłam oglądanie.
* * *
-Nie wiem dlaczego tak się zachował.-stwierdził ze smutkiem.
Spuściłam głowę i mętnie zaczęłam,mieszać łyżeczką moje cappuccino.
-No dobra...-zaczął weselej,a ja spojrzałam na niego,zza moich rudych fal.-Możesz mi więcej powiedzieć...o tych całych zawodach?-zapytał upijając łyk,swojego espresso.
W moich oczach,pojawiła się iskierka radości.
-Ahmm.-mruknęłam weselej,przełykając resztkę płynów.-Więc...-i zaczęłam.
Powiedziałam mu,że wygrałam tylko dlatego,że mój układ był....ummm,prosty i naturalny!Po za tym,ponoć...ci wszyscy jurorzy..poszperali o mnie w necie i zobaczyli więcej...niż raczej powinni.Wytłumaczyłam mu,że raczej tego nie planowałam...ale to było bardzo miłe...wrócić do czasów,kiedy smutek,był tylko w filmach i opowieściach,podczas których,na całym moim ciele pojawiały cię ciarki!
Niestety..nie mogłam mu wspomnieć o Damianie i jego "skoku" w bok!
-To dość ciekawe!-powiedział z uśmiechem.
Pokiwałam twierdząco głową i odstawiłam,pustą filiżankę na bok.
-Wow..za 2 dni Sylwester!-stwierdził entuzjastycznie Lou.
-Hmmm faktycznie.-powiedziałam sprawdzając datę w moim iPhonie.-Szybko minęło...
-Trochę.-mruknął.-To co?Zamawiasz coś jeszcze..czy odpuszczamy sobie i idziemy dalej?-zapytał.
Odpowiedź na to pytanie..wymagała nie lada,namysłu.Było mi tu tak ciepło i miło...achh.
-Chodźmy.-rzuciłam,wstając z krzesła.-Ale ty płacisz!-krzyknęłam do Louisa i łapiąc moją kurtkę...po prostu wyszłam z kawiarni.
Wzdrygnęłam się,na styczność z zimnym i siarczystym powietrzem.Przyłożyłam dłonie do ust i zaczęłam na nie chuchać....było mi zimno!
Aby zająć czymś myśli-nie tylko,kostniejącymi częściami mojego ciała-zaczęłam przyglądać się ludziom.Inni pędzili,a inni po prostu szli.Młodzi..spacerujący w grupach,śmiali się do rozpuku,a starsi państwo,czule spacerowali pod rękę....hmmm nie było źle!Nagle zobaczyłam młodą kobietę,w ślicznej sportowej,różowo-szarej bluzie i neonowo żółtej czapce...która pchała wózek.Wydawała się znajoma...Mówiła coś w stronę wózka..robiąc śmieszne miny!Z boku...nie powiem,ale patrzyło się na to...rozkosznie!
Dziewczyna przystanęła i patrząc w wózek..pokręciła głową..i wyciągnęła z niego...małą dziewczynkę.Była malutka...miała,może....z półtora roku?Na jej głowie widniała,mała,neonowa beania,zdobiona ćwiekami.Spod czapki,wyłaniała się,spora...grzywka,delikatnie opadająca,na lewy bok dziewczynki,koloru jasnego blondu.Miała na sobie,szary kombinezon i różowe vansy.
Dziewczyna,umieściła ją na swoim prawym boku i podtrzymując ją jedną ręką...drugą zaczęła prowadzić wózek przez ulicę..w moją stronę.
Czarne niczym heban włosy,zielone niczym szmaragd oczy,pełne wiśniowe usta....
* * *
-Ivy!-usłyszałam krzyk,zza lekko uchylonych drzwi.-Wychodzę.-wrzasną jeszcze głośniej.-Nie wiem,czy wrócę...-kontynuował.
"Boże..serio Lou"-jęknęłam,zakrywając się jeszcze bardziej.
-...jeśli będziesz się nudzić...to wiesz gdzie mnie szukać.-oznajmił spokojnie.-Umm,to chyba wszystko...papa!-powiedział entuzjastycznie....po chwili,usłyszałam głośny trzask drzwi.
-Ughhhhhhhh.-ryknęłam,uderzając się poduszką w twarz.
Eleanor..przyjechała do NY,na sylwestra.Jest z grupką swoich znajomych i ogonkiem paparazzi...więc to Louis...musi być ten dobry i fatygować się do niej!
Statystycznie rzecz biorąc...jestem i będę sama!Jutro sylwester...a ja?Ja będę oglądać,jakieś pieprzone romansidło...z ogromnym pudełkiem czekoladowych lodów i szampanem pod ręką!
Podniosłam się z łóżka i przecierając oczy,postanowiłam wstać.Bardzo spokojnie i z umiarem..chwyciłam garść ubrań i wyszłam z pokoju....
-Aaaa....!-wrzasnęłam,lądując na podłodze.-Kurwa.-mruknęłam,starając się podnieść.
Dobra...kocham Lou..naprawdę go kocham.Doceniam to,że tu jest,że tak bardzo mi pomaga i o mnie dba.....Ale do jasnej cholery,żaby wszędzie rzucać swoje bokserki,koszulki i..ooo proszę bardzo,buty i jakąś dziurawą rękawiczkę..i ..i moje stringi?!OK....to już jest STRASZNE!
Podniosłam się i głośno fuknęłam,w stronę..wciąż rosnącej kupki ubrań.Orzywiłam swój krok i wpadając prosto pod prysznic..ulżyłam sobie,ostatecznie!
-Ooo zabijcie mnie!-krzyknęłam,rzucając się na kanapę i rozkładając się na niej,zaczęłam się przeciągać.
Byłam cholernie zmęczona i wyprana z emocji.Sama nie wiem..czy chciało mi się czegokolwiek...ale i tak wciąż żyłam!Zmęczenie było o wiele silniejsze....niż zdrowy rozsądek!Chwyciłam,pilot...z gromką niechęcią i determinacją,po czym,włączyłam pierwszy lepszy program!
Nawet nie wiem o co chodziło...ktoś krzyczał ''Rob...akhm..akhm..Rob..no..no.no..you..." i tak dobre 5 minut.Poprawiłam sobie poduszkę i przymknęłam lekko oczy...
-Boże..nie!-jęknęłam.
Nie mogłam iść teraz spać...choć nie wiem czemu..Złapałam pilot i włączyłam,pierwszy lepszy,program muzyczny,pogłośniłam go na ful i pobiegłam do kuchni!Wzięłam duży kufel,chwyciłam z kawę,mleko,cukier i kostki lodu.Wsypałam 2 łyżeczki kawy i zalałam je do pełna mlekiem.Wsypałam 2 łyżki cukru i wrzuciłam parę kostek lodu.Zamieszałam łyżką i ....mrożona kawa!
Chwyciłam kufel i poszłam do pokoju....
-Ooo..jak miło.-uśmiechnęłam się i rzuciłam się na kanapę.
Moje szczęście..długo nie potrwało...ktoś zaczął dobijać się do drzwi!
-Czego męczą,duszę...czego!-powiedziałam wstając i jednocześnie,wyrzucając wszystkie ręce w górę.
Złapałam pilot i lekko przyciszyłam Muzykę.
-Kogo niesie o tej porze?-mruknęłam z ironiczną ciekawością w głosie.
Chwyciłam za klamkę i szybko otworzyłam drzwi.....
-No i lody się zmarnują!-bąknęłam pod nosem.
Spojrzałam w górę,a moje serce....gwałtownie przyśpieszyło.Zza ogromnego bukietu,bzu...wyłaniały się ciemne loki.A jedno,kocie zielone oko,zdobione szeregiem długich rzęs..spojrzało na mnie z nadzieją.
"Skąd on ma,kurwa bez...w środku zimy?"-krzyknęłam zdziwiona.
...Spojrzałam na niego uradowana i...
-Harry!-krzyknęłam radośnie,rzucając mu się w ramiona.
Hazz mocno,mnie do siebie tulił.Jego zapach...jego dotyk...jego spojrzenie...fchbwqbvl!Myślałam,że zwariuję...tak bardzo go potrzebowałam..
Lekko się,od niego odchyliłam..a on postawił mnie na ziemię.Uśmiechnęłam się do niego i spojrzałam w jego głębokie,zielone tęczówki.Miał w oczach tyle emocji.Miłość...troskę i strach.
Delikatnie się do mnie przysunął i dość niepewnie....ponownie,zatopił się w moich ramionach.Ach...
-Ivy..ja..prze...-zaczął.
Pokręciłam stanowczo głową,uśmiechając się radośnie.
-Nie ważne..OK?-zaproponowałam.
-Ale...
-Nie psuj mi humoru!-powiedziałam groźnie,poczym zachichotałam.
-Dobrze...ale i tak Przepraszam!-powiedział poważnie.
Uśmiechnęłam się do niego czule i ponownie przytuliłam.Stykaliśmy się czołami...spotkałam jego wzrok...lekko przegryzałam wargę i...
"...i nie tak skończy się ta bajka!"-krzyknęłam sobie w myślach,lekko się otrząsając.
To dla mnie,wiele znaczyło!Od środka...wręcz mnie "rozwalało".Miałam ochotę się na niego rzucić..ale..ale "NIE"...nie mogę!
Otworzyłam szerzej drzwi i chowając się za nimi...dałam mu do zrozumienia-jedynie-chłodne wejdź.
Harry dość niepewnie wszedł do środka.Spojrzałam na niego..a w jego oczach,malowało się niezrozumienie.Staną na wprost mnie i dość niepewnie...do mnie podszedł.
-To dla ciebie.-wychrypiał,wyciągając rękę z bukietem,wprost na mnie.
Przymknęłam lekko oczy,by nie spowodować...nie chcianej reakcji,na jego głos..jak i obecność.Przyjęłam bukiet i spojrzałam na niego obojętnie.Jednym ruchem,zamknęłam drzwi i odwracając się tyłem do Harry'ego,zatopiłam twarz w bukiecie..wonnych kwiatów.Na mojej twarzy..malował się szeroki i szczery uśmiech...którego ON,nie mógł ujrzeć!
Stojąc do niego tyłem...ruszyłam w stronę mojego pokoju,zostawiając go w tyle.Musiałam go zgubić...nie mógł mieć wszystkiego łatwo!
Weszłam do pokoju i kładąc kwiaty na szafce nocnej...usiadłam sobie na łóżku.Usłyszałam Ciche kroki...uśmiechnęłam się,na znak triumfu.
Po chwili...drzwi lekko się uchyliły,a do pokoju..niepewnie wszedł Styles.Spojrzałam na niego i posępnie robiąc mu dziurę w mózgu..zaczęłam!
-Wiesz...-zaczęłam.-...że jeśli facet,nieodzywa się dłuższy czas do kobiety,to ona jest w stanie,pomyśleć dobie,że jest kiepska w łóżku.-strzeliłam obojętnie.
Harry,popatrzył na mnie wzrokiem mówiącym,"Zaczynam się bać...o co chodzi?"Uśmiechnęłam się,w środku i kontynuowałam.
-Zauważyłam...że popełniam,strasznie dużo błędów,w naszym związku.-przyznałam ze smutkiem.
-To znaczy?-zachrypiał,niepewnie,po dłuższej chwili.
Postanowiłam..że trochę się z nim podroczę!
-Wiesz...ostatnio przeczytałam pewną książkę.-powiedziałam poważnie.
-To dlatego masz taki dziwny humor!-powiedział jasno i lekko się do mnie zbliżył.
"Źle,źle,źle!"-krzyczałam.-"Trzeba się ratować"
-Umm...doszłam do wniosku..że wyręczam cię,w rozwiązywaniu problemów.-powiedziałam,delikatnie się od niego odsuwając.-To błąd!-powiedziałam głośniej.-Taka teoria..wywodzi się z "Kobiet,które kochają za bardzo".-dorzuciłam..a Hazz....zdecydowanie,nie wiedział co powiedzieć!
-Co jeszcze ciekawego....dowiedziałaś się z tej książki?-powiedział...z ironiczną ciekawością.
"Huh...kucniesz!"-rzuciłam optymistycznie.
-Doszłam do wniosku...że musimy się rozstać!-powiedziałam obojętnie.
Harry się zakrztusił i w trybie natychmiastowym....znalazł się naprzeciw mnie.
-Że co?-zakaszlał,patrząc na mnie.
"Haha..zabolało?"-chichotałam.
-Nie sądzisz,że wolność jest cudowna!-powiedziałam z szerokim uśmiechem.-Wiesz,długo się nie odzywałeś...-mówiłam.-Tak..jakby ci już nie zależało.-dokończyłam smutno i schowałałam wzrok w ziemi.
Wiedziałam,że go to tknie...ale ...nawet jeśli w mały sposób,to i tak mnie zranił!
-Umm...Im bardziej kobieta,podoba się mężczyźnie,tym bardziej on...unika zaangażowania!-wybrnął.
"Ughhh...musiałeś?"-krzyczałam.-"Kocham go za tą wiedzę...i te piękne,pełne wargi..to nieziemskie spojrzenie..ten zniewalający u...ughhhh"
-Lub po prostu,ma emocjonalnego siniaka!-powiedziałam ostro i pewnie.
Hazz zwątpił...hahaha!
"Trzeba próbować jeszcze raz!"-stwierdziłam.
-Ale,przyznaj!Wolność jest piękna!-zaczęłam.-Wiesz,dużo osób związkach..przeżywa ciężkie chwile,jest ofiarą sadystycznych współmałżonków..lub obecnych partnerów!-dokończyłam ostro.-Dlatego rozstanie..jest tak istotną rzeczą.-powiedziałam spokojnie.
-Czy ja ci wyglądam na...na sadystę?-powiedział zdziwiony.
-Nie...ale próbuję,znaleźć łagodne fakty,na zakończenie tego związku!-stwierdziłam obojętnie
-Ivy..przestań!-ryknął.-Co z tobą?Zachowałem się jak chuj..tak?Ale...daj mi szansę..ja-ja-zaczął.
''Haha,biedny!''
-A gdybym miała kogoś na boku?-zapytałam,uciekając.
Harry wywalił oczy.
-Do czego zmierzasz?-zapytał.
-Och..Hazz!Wszyscy potrzebujemy przyjaciół.Nawet w najlepszym związku,jedna osoba nie wystarczy!-powiedział przekonywująco.-Co statystycznie i logicznie oznacza,że...możemy bzykać się z kim chcemy!-krzyknęłam entuzjastycznie..wyrzucając ręce w powietrze.
Harry otworzył buzie i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
"Przesadziłam?"
-IVY!-krzyknął.-Dlaczego...gdy kogoś naprawdę kocham...to zaczyna mnie ograniczać...lub po prostu naczyta się jakiś pierdół i wszystko pieprzy!-powiedział zdenerwowany.
"O kochanie"
-Słucham?-powiedziałam rozzłoszczona.-To teraz to wszystko to moja wina...tak?-ryknęłam.-Jesteś dla mnie wszystki...czego chcę i potrzebóję...Chcę dla ciebie jak najlepiej.....Zrobię dla ciebie wszystko....Zawsze będę przy tobie,kiedy tylko zechcesz....Obiecuję,że twoje oczy nigdy nię będą płakać przezemnie......te wszystkie PUSTE słowa naraz!-warknęłam.-Może i masz rację....za mało czasu spędzamy ze sobą...by wiedzieć jacy jesteśmy...i czy to co robimy....ma jakiś sens!-powiedziałam z bólem.-Zakończę ten toksyczny związek...nawet..jeśli miałby się zmienić,w palatoniaczną przyjaźń...połączoną z wibratorem!-wysyczałam i podnosząc się z łóżka...wstałam i zaczęłam kierować się do wyjśća.
Harry złapał mnie lekko za ramiona i klęknął przedemną.Spojrzał w moje oczy...poczym bardzo delikatnie,ucałował moją kobiecość.Lekko zadrżałam....a w moim brzuchu..pojawiło się stado motyli.Podniósł lekko głowę i cicho wyszeptał:
-Kocham cię Ivy.Dopiero cię odzyskałem...niechcę cię ponwnie tracić.-w jego oczach było widać,żal i desperację.
Chciałam...ale nie mogłam...on musi zrozumieć...że jeśli kocha...to zawalczy.
-Nie mogę..rozwiązywać wszystkich problemów za ciebie.-odparłam oschle.
Harry już miał coś powiedzieć..lecz ja wybiegłam z pokoju!Wparowałam do "salonu" i podgłośniłam telewizor na ful...akurat,leciało "Still Into You" Paramore!Odsunęłam kanapę i zaczęłam skakać,po całej powierzchni...pomieszczenia!Byłam wściekła na Harry"ego..ale...
-And baby even on our worst nights
I'm into you (I'm into you)Oparłam się o ścianę i zaczęłam się o nią ocierać,wciąż śpiewając.Stojący w progu pokoju,Hazz....mimowolnie się uśmiechnął i podbiegając do mnie....chwycił mnie za togi i przerzucił mnie,przez swoje ramie.Zaczął mną kręcić i sam śpiewał.Byłam wściekła na jego zachowanie...ale rstrząsając to wszystko..tylko się cofam....widzę tyle niedociągnięć naszego związku...ale..
-Przepraszam.-chrypnął.
____________________________________
Szału jak zwykle niema....przepraszam,że tak późno...dużo się dizało ;)
Mam nadzieje...że ujdzie w tłumie xD Mam nadzieję,że link działał ;D
CZYTASZ? KOMENTUJESZ!...PROSTEEE
łał niezłe
OdpowiedzUsuńNext please :*
OdpowiedzUsuń